Katarzyna Prot-Klinger
Pandemia zmieniła wiele naszych nawyków, przyzwyczajeń i preferencji, i wbrew oczekiwaniom czy pragnieniom nie ma już możliwości powrotu do świata „z przed”. Jednym z obszarów, w których ta zmiana jest bardzo widoczna jest obszar psychoterapii.
Należę do osób, które przed pandemią nie pracowały online. Miałam pojedyncze doświadczenia konsultacji w takiej formie i nie byłam z nich zadowolona. Uważam, że szczególnie pierwsze spotkania, określane jako „diagnostyczne” powinny być osobiste. Nauczyłam się tego boleśnie konsultując pacjentkę, z którą z góry ustaliłam, że nie mam miejsc do terapii, a celem konsultacji jest wspólny namysł, jaki rodzaj terapii byłby dla niej najwłaściwszy. Ustaliłyśmy trzy konsultacje, po których pacjentka poczuła się zostawiona i oszukana, że nie zdecydowałam się na terapię z nią. Tego rodzaju brak wyczucia rzeczywistych pragnień pacjenta nie zdarzył mi się nigdy w relacji osobistej. Myślę, że trudność w rozróżnianiu, które zakłóceni w relacji związane są z techniką przekazu, a które przynależą do samej relacji i nie są zależne od on-linowego medium, było wtedy dla mnie bardzo trudne. W każdym razie to doświadczenie przekonało mnie ostatecznie, że nie chcę się podejmować psychoterapii online.
No i przyszła pandemia. Z chwilą ogłoszenia kwarantanny państwowej natychmiast przeszłam na system on-linowy. Miałam poczucie, że w tak trudnej sytuacji nie mogę pozbawić pacjentów wsparcia terapeutycznego, nawet jeżeli nie miałam przekonania co do tej formy pracy. W okresie kolejnych fal epidemii zdobyłam bardzo dużo doświadczeń, jako terapeutka i superwizorka w pracy online, ale też w przechodzeniu z jednej formy pracy do drugiej.
Zgadzam się w pełni z uwagami Anny Dulęby-Tanalskiej, która przestrzega przed bezrefleksyjnym stosowaniem terapii online, bez zauważania zmiany w stosunku do relacji osobistej. Dodałabym do tego, że terapia online jest innym rodzajem terapii, której można się uczyć – czytając prace autorów bardziej doświadczonych w tego rodzaju pracy, wymieniając się doświadczeniami z kolegami i w czasie pracy superwizyjnej. Część szkół terapeutycznych (np. mój rodzimy Rasztów) otworzyło seminaria służące zdobywaniu wiedzy dotyczącej terapii online. Zostaliśmy zaskoczeni koniecznością nagłej zmiany przez pandemię, ale teraz jest czas na refleksję – jak powinien wyglądać kontrakt dotyczący terapii online? Dla jakich pacjentów taka terapia jest korzystna, a dla jakich przeciwwskazana? Czy można „od czasu do czasu” stosować terapię online?
Spotkałam się, na przykład w literaturze, z zaleceniem, żeby pacjent łączył się z określonego miejsca i podawał adres terapeucie. Ma to pozwalać na udzielenie pomocy pacjentowi zagrożonemu samobójstwem czy samouszkodzeniem.
Mamy doświadczenia, ale także opisy pacjentów, dla których kontakt online był bezpieczniejszy, byli w stanie w tej formie mówić więcej o sobie z poczuciem, że w pełni kontrolują sytuację. Możliwość „wyjścia” w każdej chwili bez stresującego opuszczania gabinetu pozwalała na większą swobodę. Sama doświadczyłam takiej zmiany w pracy z jedną z moich pacjentek.
Z drugiej strony, część pacjentów nie godziła się na pracę online i tutaj także interesujące były argumenty – od lęku paranoicznego, że będzie się podsłuchiwanym, nagrywanym, etc., poprzez poczucie, że mówienie o trudnych rzeczach w obrębie własnego domu powoduje jego „skażenie”, do przekonania, że psychoterapia bez kontaktu osobistego nie ma sensu.
Podobnie, jak Anna Tanalska- Dulęba uważam, że terapia online nie jest taką samą terapią, „tylko” online. Pacjent na ekranie nie jest z nami fizycznie. Obraz nie stanowi żywej obecności, ale przypomnienie, że ta osoba (zarówno pacjent, jak i terapeuta) rzeczywiście istnieje. W tym sensie, czym innym jest terapia przez telefon. Dla niektórych pacjentów jest to trudne, bo „mocniejsze” doświadczenie, niż terapii osobistej czy terapii online. Bezcielesny głos wybrzmiewa w głowie, jeżeli zanika, to nie wiadomo, czy ta osoba nadal istnieje…
Terapia online pokazała bardzo wyraziście nierówności społeczne. Pacjenci z prywatnych gabinetów kontynuowali terapie ze swoich mieszkań lub samochodów, pacjenci psychotyczni pozostający w strukturach NFZ lub pomocy społecznej często nie mogli kontynuować terapii, bo nie mieli samodzielnego pokoju lub dostępu do Internetu. Z drugiej strony, najbardziej przekonuje mnie do terapii online właśnie aspekt przeciwdziałania wykluczeniu. Część osób z małych miasteczek czy wsi, nie mając zasobów finansowych czy organizacyjnych pozwalających na wycieczki do większego miasta, jest na trwałe wykluczona z możliwości korzystania z psychoterapii. Współpraca z Fundacją ProAlteri, zajmującą się psychoterapią osób z doświadczeniem psychozy, przekonała mnie, że terapia online może być dla tych pacjentów jedyną szansą na wyjście z paradygmatu biomedycznego, doświadczeniem, które zmotywuje ich do dalszego szukania psychoterapii, już w większej bliskości ich miejsca zamieszkania.
Pisząc, że nie ma powrotu do czasu z przed pandemii, mam na myśli, że terapia online pokazała nam i pacjentom istnienie takiej możliwości i na trwale wpisała się jako opcja w przypadku trudności z kontaktem osobistym. Z jednej strony może ułatwiać kontakt w sytuacji realnej trudności przyjścia na sesję, ale też skłaniać do wyboru takiej formy jako wymagającej mniej wysiłku. Stawia to bardzo dużo pytań. Czy odbywać sesje w czasie urlopu pacjenta? A terapeuty? Czy wybór tej formy podyktowany jest troską o pacjenta, czy o siebie?
Kwestia różnego rodzaju leczenia online stała się też tematem dyskutowanym na łamach gazet lekarskich. Może dobrym pomysłem redakcji „Psychiatry” jest zapoczątkowanie takiej dyskusji i wymiany doświadczeń w obszarze psychiatrii i psychoterapii, w dziedzinach, w których terapie online wydają się łatwiejsze niż w medycynie somatycznej, ale jest to łatwość pozorna, skrywająca wiele pułapek.
Nie łudźmy się, że problem zniknie wraz z pandemią. Przypomina mi się rozmowa, którą miałam zaraz po wejściu w życie e-maili (tak, pamiętam te czasy). Narzekałam „oldskulowo” na krótką formę maili, uważałam, że nic nie zastąpi kartki papieru i listu w kopercie. Wtedy moja koleżanka zapytała przytomnie: „kiedy napisałaś ostatni list?”. Myślę, że dla wielu osób maile przywróciły możliwości pisania listów, nawet jeżeli były to listy elektroniczne. Nauczyliśmy się z czasem pisać długie maile, wyrażać w nich trudne czy miłosne uczucia. Myślę, że dyskusję, czy stosować terapię online powinna zastąpić rozmowa, jak ją stosować, żeby była z korzyścią dla pacjenta.
/
# # #
OGŁOSZENIA I REKLAMY:
The gallery was not found!