Łukasz Święcicki
„Panie dziękuję Ci, że […]
I w brzydkim mieście Manchester
Odkryłem ludzi
Dobrych i rozumnych”
Zbigniew Herbert. Modlitwa Pana Cogito – podróżnika
Jeszcze w czasie, kiedy pobierałem nauki na warszawskiej Akademii Medycznej (wbrew fałszywym danym w moim biogramie nigdy nie byłem na żadnym Uniwersytecie Medycznym i nie wiem, co to niby jest UM; medycyna to porządne rzemiosło, bardziej nadaje się na Politechnikę niż Uniwersytet…, a najbardziej na Akademię, i tam też byłem!), a więc jeszcze podczas studiów, mnóstwo słyszałem o medycynie holistycznej.
Wszyscy byli holistyczni, głosili potrzebę takiej holistyczności i pięknie umieli o niej mówić. Jednak w swojej praktyce lekarskiej niemal nie spotkałem ludzi, którzy by coś takiego uprawiali.
Z oczywistym wyjątkiem dr Ewy Ziółkowskiej, kardiologa, który od lat zajmuje się moim sercem. Nie, dr Ziółkowska z całą pewnością nie jest żadną kardiolożką, jest kardiologiem. Ale poza panią doktor to niewielu jest tych holistycznych, zwłaszcza w proporcji do tych, którzy lubią o tym mówić…
Kiedy boleśnie się nad tym zadumałem, to zrozumiałem, i to zapewne jest wpływ gorączki, że właśnie moje ulubione elektrowstrząsy to medycyna holistyczna!
Per se – bo jeszcze przed zabiegami pacjent musi spotkać się z neurologiem. A żeby się pacjent z nim spotkał, to muszę się z nim spotkać ja. Łatwo powiedzieć…
Są różne metody, opisywane szeroko w literaturze łowieckiej, jak zanęcić, przywabić i usidlić neurologa.
Można to robić z zasadzki (trzeba znać najczęstsze drogi przechodzenia i tam właśnie ukryć się, udając pacjenta, żeby w ostatniej chwili neurolog nie zmienił drogi), można (bardzo siłowo) z nagonką, a najlepiej na wabia – proponując konsultację psychiatryczną neurologowi, który właśnie zaczaił się na psychiatrę w zasadzce (oni też znają te książki…).
Następnie będziemy potrzebować konsultacji internistycznej. Tylko człowiek naiwny i zupełnie nieobyty próbuje polować na internistę. Na internistę nie trzeba w żadnym wypadku polować, trzeba go jednak obłaskawić. Internista z pewnością pojawi się o właściwym sobie czasie na naszym leśnym dukcie i uprzejmie wysłucha naszej suplikacji, po czym zaproponuje:
– dynamiczne izotopowe badanie nerek,
– okluzyjną tomografię górnej części lewego płuca,
– pozytronową tomografię emisyjną lewego płata tarczycy,
– badanie genetyczne babki ze strony matki,
– kilka pomniejszych badań.
Po wykonaniu tych badań internista zapewnia nas o łaskawej swej opinii we wzmiankowanej przez nas sprawie. Nie robi tego przecież na złość, tylko dla dobra chorego i to akurat jest jasne (to w żadnym wypadku nie jest ironia!!).
Nie możemy wykonać tych badań, bo w ogóle są niewykonalne (a te wymienione to po prostu wymyśliłem…), a gdyby nawet były, to nie mamy pieniędzy, a gdyby i te były – to po prostu nic by nie dało.
Internista nie potrzebuje od nas niestety niczego, bo w szpitalu psycho-neurologiczno-neurochirurgicznym nie ma swoich własnych pacjentów, a poza tym nie wierzy w psychiatrów. Musimy go przekonać, że mierzalne parametry pacjenta pogorszą się, jeśli nie zrobimy elektrowstrząsów. To jest po prostu prawda i po jakimś czasie internista da się przekonać. Ze strony psychiatry wymagana jest cierpliwość i delikatność. Nie można popadać w histerię i nie wolno wykonywać gwałtownych ruchów.
W tym momencie zostaje już tylko anestezjolog… Tylko??? Dajcie spokój.
Na anestezjologa w ogóle nie trzeba polować. On już tam jest!! I mówi „nie”!!!
Nie – gdyż pacjent jest zbyt chudy, nie – ponieważ jest zbyt gruby, nie – ponieważ jest za młody i nie – dlatego, że to starzec, nie – bo ma brodę, ale też nie – bo ma długie włosy. A wreszcie ogólnie nie, bo „to, co robicie jest niebezpieczne”.
I rolą psychiatry jest przekonanie anestezjologa, że nie robimy elektrowstrząsów dla zabawy i, że pacjent może naprawdę umrzeć, jeśli nie będzie intensywnie leczony. Bo taka jest prawda. Anestezjolodzy dają się o tym przekonać i pozwalają na zabiegi. Pozostaje oczywiście pytanie, czemu trzeba ich o tym przekonywać za każdym razem od nowa??
Anestezjolodzy, których poznałem, mają świetną pamięć. Nic dziwnego – taki fach. Jest to jednak pamięć niezwykle wybiórcza. Nie pozwala ona w żadnym stopniu na zapamiętanie, po co właściwie robi się zabiegi EW… To magia. Jest takie forum, które nazywa się „To jest ekstraklasa – tego nie zrozumiesz”. Tu jest zapewne tak samo…
Całe szczęście, że nie będę potrzebował konsultacji neurochirurgicznej… Neurochirurg to jest bardzo gruba zwierzyna, nie mam chyba aż takiej amunicji, choć ze mnie zbieracz nosorożców.
A teraz bardzo ważna uwaga – myślę, że to jasne, ale wolę na wszelki wypadek powiedzieć dużymi literami: wszyscy lekarze biorący udział w kwalifikacji do zabiegów EW są osobami bardzo kompetentnymi, bardzo zaangażowanymi i oddanymi swoim pacjentom!! Wszyscy – niezależnie od specjalności – neurolodzy, interniści, anestezjolodzy i psychiatrzy. Nie mam najmniejszej wątpliwości, że oddałbym się pod ich opiekę z zamkniętymi oczami. Mam nadzieję, że to jasne, że nie naśmiewam się z ich wątpliwości, a wręcz przeciwnie – oddaję im hołd.
Holistyczność polega jednak na tym, że za każdą wątpliwością szczegółową kryje się większa całość. Można to sentencjonalnie określić w ten sposób – za każdą brodą (która przeszkadza anestezjologowi) kryje się głowa!
Lekarze różnych specjalności muszą się skupiać na bardzo wielu szczegółach, co może im utrudniać spojrzenie na całość. Psychiatrzy – którzy zasadniczo na niczym się nie znają – mają w mózgach dużo luzu i mogą patrzeć z lotu ptaka – tak to wygląda według mnie.
Właśnie dlatego nazywam zabiegi EW holistycznymi per se – ponieważ angażują lekarzy o różnych już nawet nie sposobach myślenia, ale w istocie o różnych formacjach myślowych czy może różnych modalnościach, wymagają od tych lekarzy przekroczenie samych siebie!!
Sam to czuję, że dla porządnego internisty zrozumienie psychiatry wiąże się z istotnym dyskomfortem. Jest jak spotkanie z kosmitą o wątpliwej estetyce. Jednak interniści dają radę!
To samo dotyczy anestezjologów.
Bracia neurolodzy to trochę inna bajka – neurolodzy to zbłąkani psychiatrzy (Freud był neurologiem), albo też psychiatrzy to zbłąkani neurolodzy. Rozumiemy się o wiele lepiej niż chcielibyśmy to przyznać. W zasadzie nie mamy problemów z porozumieniem, ale zwyczajnie nie wypada nam o tym mówić, żeby „oni” sobie nie pomyśleli.
A dlaczego są zabiegi EW holistyczne per procura? To jest właściwie ten sam ciąg rozważań. Podobnie jak w przypadku kwalifikacji do zabiegów EW powinno się postępować w bardzo wielu sytuacjach medycznych. Także, a może przede wszystkim, spoza zakresu psychiatrii. Tam to właśnie psychiatrzy powinni być wabieni na leśnych duktach, aby wreszcie odwiedzili pacjenta i powiedzieli, czy dobrze będzie mu zrobić to, czy tamto. I to psychiatrów należałoby przekonywać. Nie ma jednak takiego zwyczaju.
Można oczywiście powiedzieć – a bo przecież jest tak mało psychiatrów!!!
Tak, jest nas bardzo mało, ale przecież każdy lekarz wie, że nie w tym naprawdę tkwi przyczyna. Nie dlatego nie jesteśmy wzywani, że nas nie ma. Zapewniam Was.
A dlaczego?? Chyba nie chcę o tym pisać, zostawiając to domyślności Czytelników.
Wskazówka tkwi w końcówce tytułu.
■