7 grzechów głównych psychoterapeuty

Date:

Share post:

Bogdan de Barbaro  

Siedem grzechów głównych (łac. peccata capitalia) – to, zgodnie z Katechizmem Kościoła Katolickiego określenie dla grzechów wyróżnionych przez doświadczenie chrześcijańskie za św. Janem Kasjanem i św. Grzegorzem Wielkim. Nazywa się je „głównymi”, ponieważ powodują inne grzechy i inne wady, a także są podłożem, na którym może powstać i rozwinąć się wiele innych występków, nieprawości, zaniedbań.

Owe „grzechy” można oczywiście aplikować do świata psychoterapii, pamiętając, że będziemy je traktować jako wady, błędy czy zaniedbania, gdyż psychoterapeuci nie są od oceniania ani wskazywania pacjentom, co jest ich cnotą a co niecnotą. Kodeksy etyczne psychoterapeutów zawsze podkreślają, że terapeuta nie ma prawa ingerować w system wartości pacjenta. Potraktujmy zatem „katechizmowe grzechy główne” jako punkt wyjścia do refleksji nad istotnymi błędami terapeutycznymi, jakie przytrafia się nam, terapeutom, popełniać.

1. Pycha prowadzi mnie jako psychoterapeutę do przekonania, że moja doktryna, mój model, moja modalność, moja szkoła jest najważniejsza, a może nawet „jedyna słuszna”. Św. Jan Kasjan i św. Grzegorz Wielki uważali, że pycha to grzech nie tylko główny, ale i najgłówniejszy, bo z niego mogą płynąć następne.

Tak chyba też jest w odniesieniu do psychoterapii. Jeśli psychoterapeuta jest przekonany, że jego model terapii jest tak bardzo dobry, że inne są niepotrzebne (i jedynie co najwyżej tolerowane), to wpada w pułapkę ortodoksji, zabójczą dla psychoterapeutycznej otwartości i wrażliwości. Paradoksalnie, przekonanie, że „WIEM”, czyni terapeutę zamkniętym na wielowersyjność, złożoność i niejednoznaczność świata. W konsekwencji pacjent staje się jedynie „materiałem” do ilustrowania teorii.

Niektórzy krytycy tak pojętego monizmu określają to podejście prokrusteanizmem, a więc postawą polegającą na odcinaniu tego, co „nie pasuje”, na podobieństwo syna Posejdona Prokrusta, dopasowującego swe ofiary do wymiarów własnego łoża. Jeśliby zaś ktoś chciał się nawrócić, odkupić winy i wyzwolić z tendencji do ortodoksji i dogmatycznego uwielbienia dla własnego modelu terapeutycznego, pomocne mu będzie ćwiczenie irrewerencji zalecanej przez Gianfranco Cecchina oraz to, co Giani Vattimo nazywa myśleniem słabym.

Oto wyzwanie: czy potrafimy zakwestionować własne myślenie i podejść do własnych myśli ze swoistym „lekceważeniem”? Czy stać nas na swego rodzaju intelektualną przekorę, dzięki której łatwiej nam będzie o wewnętrzny dialog w miejsce pyszałkowatego monologu? Popadanie w taki monolog (i jednoznaczne, pyszałkowate przekonanie, że WIEM) może powodować, że mając jakąś hipotezę czy interpretację, albo szerzej – będąc wyznawcą jakiegoś poglądu czy doktryny terapeutycznej, tak bardzo jesteśmy w niej zanurzeni, że jesteśmy jedynie w stanie jej bronić, a nie potrafimy jej zakwestionować. I de facto wiemy i widzimy mniej, niż tego potrzebuje pacjent/klient.

2. Chciwość można rozumieć dosłownie i odnosić do gotowości terapeuty, by podtrzymywał terapię ponad konieczność ze względu na korzyści finansowe płynące z długoterminowej terapii. Jednak w wersji soft będzie to gotowość do przedłużania terapii nie tyle z uwagi na pieniądze, ile z uwagi na – zacną na pierwszy rzut oka – gotowość do znajdywania coraz to następnych problemów wymagających terapii. A że zawsze są jakieś problemy i pacjent może chętnie rezygnować ze swej sprawczości na rzecz omnipotentnego terapeuty (vide grzech pychy), to zachodzi ryzyko, że terapia będzie dożywotnia.

W trwaniu w tym grzechu pomaga uniwersalna okoliczność: życie jest takie, że zmieniają się jego fazy, a kolejna faza to kolejne wyzwania, problemy, konflikty i objawy. Nasuwa się tu maksyma lekarska, zgodnie z którą „nie ma ludzi zdrowych, są tylko niedobadani”. No, ale od czego jest psychoterapeutyczna przenikliwość, wnikliwość i umiejętność interpretacji…

Na pokutę i jako zadośćuczynienie należy uznać, że nie jest się wszechmocnym (vide grzech pychy) i dbać o kontrakt. Kontrakt precyzyjny i nie odnoszący się do wszystkiego pomaga zachować umiar i trzymać w ryzach nadmiarową ambicję terapeuty. A w rozpoznaniu tego grzechu pomocna może być refleksja, czy przedłużając pomoc pacjentowi sami nie jesteśmy chciwi głasków narcystycznych dla naszej „skromnej osoby”.

3. Nieczystość w psychoterapii może się ujawniać poprzez skłonność do narcystycznego podtrzymywania takiego związku z klientem czy pacjentem, który służy zaspokajaniu własnych potrzeb, a nie zajmowaniu się pacjentem/klientem. Tak może się dziać np. wtedy, gdy terapeuta nie jest gotowy do analizowania nerwicy przeniesieniowej. Pacjentka czy pacjent jest przekonana (przekonany), że jest zakochana (zakochany) w terapeucie, a terapeuta niby wie, że to przeniesienie, ale z drugiej strony jest mu tak przyjemnie wierzyć, że to chodzi o niego, bo jest szczególny (vide grzech pychy), że podtrzymuje nasyconą erotyzmem relację.

Ta przypadłość będzie się więc łączyć także z grzechem chciwości; w tym przypadku nasze własne pragnienia będą nam zasłaniać interes pacjenta. Na pokutę należy poddawać się superwizji i być w czasie spotkań z superwizorem szczerym do bólu.

4. Zazdrość w psychoterapii przejawia się rywalizacją między szkołami i trudnością, a niekiedy niemożnością dostrzegania silnych stron w innych modalnościach. W efekcie terapeuta popada w ortodoksję, która uniemożliwia dostrzegania wielowersyjności świata, także świata psychoterapii. Ortodoksja grozi pyszałkom (vide grzech pychy), uważającym, że tylko oni mają dostęp do wiedzy prawdziwej. Tak więc zazdrość jest kompensowana i wypierana dzięki przekonaniu o wyższości własnego podejścia. Sposobem pokonania tego grzechu jest przyjęcie pluralistycznej wersji świata i rezygnacja z doktryn na rzecz spojrzenie wielowersyjnego.

5. Nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu można traktować jako przykład szerzej rozumianej słabości, jako grzech folgowania sobie uciechom zmysłowym. Patrząc w ten sposób można – w kontekście świata psychoterapii – od terapeuty oczekiwać dojrzałości osobowościowej. Zachodzi bowiem uzasadnione podejrzenie, że psychoterapeuta, który jest uzależniony (a okazji i pokus świat XXI wieku dostarcza coraz więcej), będzie w mniejszym stopniu otwarty na osobę pacjenta, będzie bardziej skłonny do zajmowania się własnymi potrzebami.

Jest to odrębny, interesujący problem: czy terapeuta powinien być dojrzały? Czy wystarczy być sprawnym, nazwijmy to, technicznie? Na przykład w odniesieniu do chirurga najważniejsza wydaje się być jego sprawność profesjonalna, umiejętność przeprowadzenia udanej operacji na organizmie. Kłopot z psychoterapeutą wynika z faktu, że ma on do czynienia z osobą, a nie z organizmem (co rzecz jasna, nie oznacza kwestionowania znaczenia neurobiologii i biologicznych uwarunkowań umysłu). Zachodzi poważne podejrzenie, że lepiej pacjentom pomagają ci psychoterapeuci, którzy są dojrzali.

Zatem w poszukiwaniu antidotum na wszelkiego rodzaju nieumiarkowania, uzależnienia czy innego rodzaju osobowościowe czy emocjonalne ułomności: przejdźmy terapię własną (co nie oznacza, że wtedy dopiero uznamy się za godnych do uprawiania zawodu psychoterapeuty, gdy będziemy całkowicie dojrzali emocjonalnie. Ten warunek zbyt jest utopijny, by go stawiać komukolwiek).

6. Gniew może pojawić się u terapeuty na przykład wtedy, kiedy „pacjent nie idzie na terapię”. Tak się może zdarzyć, gdy terapeuta uzna, że pacjenta niechęć do terapeutycznych „wizji” to opór i wtedy dochodzi do błędnego koła: nacisk terapeuty na przyjęcie interpretacji wzmacnia opór pacjenta, co z kolei może być przez terapeutę traktowane jako narastający opór pacjenta.

Drugim ważnym i brzemiennym w skutki powodem do gniewu i napięcia w terapeucie będzie sytuacja, gdy nie uda mu się „zawładnąć” pacjentem. Wprawdzie ta ochota władania jest cienką kreską pisana, wprawdzie w teorii mogę deklarować wolność pacjenta, ale ochota przejęcia „władzy nad duszą” może być silna, a gdy mi się to nie uda, skłonny będę do „gniewania się” na – użyjmy nie przypadkiem tego słowa – mego podopiecznego. I jego sprzeciw nazwę oporem.

Na pokutę psychoterapeuta może przeczytać i wziąć sobie do serca pracę de Shazera o śmierci oporu. Kwestia jest sama w sobie interesująca, czy opór istnieje. Gniew jest szczególnego rodzaju nieumiejętnością kontenerowania emocji. Umiejętność wglądu we własne emocje należy traktować jako jedną z najważniejszych cnót psychoterapeuty.

7. Lenistwo lub znużenie duchowe to niechęć do rozwoju i stałego szukania nowych ścieżek, nowego rozumienia pacjenta (vide grzech pychy). Terapeuta, który nie dba o swój rozwój, nie czyta książek, nie uczestniczy w konferencjach szkoleniowych zaniedbuje de facto i siebie i swego pacjenta. Mówiąc wprost: w przypadku psychoterapeuty głupota to niecnota.

Na pokutę i jako zadośćuczynienie swoim pacjentom należy uczestniczyć w konferencjach i sympozjach, czytać artykuły i książki, których jest w dzisiejszych czasach – Bogu Najwyższemu chwała za to – wiele.

Okazuje się więc, że przyglądając się kardynalnym błędom terapeutycznym poprzez metaforę 7 grzechów głównych, można opisać ważne wyzwania, jakie stoją przed terapeutami. Ale, spójrzmy prawdzie w oczy: czy są wśród nas bezgrzeszni? Jeśli się ktoś za takiego ma, to znaczy, że grzeszy pychą. A to grzech przecie najcięższy. Co było do udowodnienia.

Kwartalnik PSYCHIATRA Nr 2 (Jesień 2013)

CZYTAJ RÓWNIEŻ

OSTATNIO DODANE

Pejzaże (Anna Netrebko i Reszta Świata)

Bogusław Habrat Ostatni felieton na tyle poruszył Naczelnego, że wysyłając mnie na festiwal o pretensjonalnej nazwie „Pejzaże” nie tylko...

Cel i logika leczenia psychiatrycznego

Łukasz Święcicki Przyznaję się bez bicia. Znowu sięgnąłem do Clausewitza (proszę zauważyć, że te dwa zdania się rymują, jeśli...

Co nas kształci, a co kształtuje?

Agata Todzia-Kornaś Kiedy podejmowałam decyzję o rezydenturze, psychiatria nie była tak popularnym kierunkiem jak teraz. Mogę nawet powiedzieć, że...

O samotności i osamotnieniu. Dlaczego samotność jest czasami potrzebna?

Luiza Kula | Asystentka Zdrowienia w CZP w Myślenicach, Członek Akademii Liderów Cogito W dobie nadmiernej ilości kontaktów samotność jest...