Bogusław Habrat
Naczelny, który z typową dla ludu pracującego miast i wsi niewrażliwością na rytmy biologiczne osób korzystających z hedonistycznej strony życia, o świcie (co prawda, mówił, że właśnie wychodzi z pracy) uznał za niezbędne powiadomienie mnie, że z wiadomymi: Sopranistką i Dyrygentem rozwiązano kontrakty na artystyczne performanse. Przełamanie bariery między snem a dniem zajęło mi pewien czas, po którym zauważyłem, że podobną stadną potrzebę poinformowania mnie odczuło najpierw 14 osób, potem jeszcze trochę więcej. W większości memom towarzyszyły udawane (jak mniemam) wyrazy współczucia i nienapisane, ale wiszące, większe pytajniki: „co ja na to”?
Większość osób, które mogłyby to pamiętać, już odeszła, albo choroby neurodegeneracyjne nie pozwalają im tego odtworzyć. Na malutką instytutową skalkę byłem bohaterkiem aferki, bo nie przyjmowałem do wiadomości wcielenia mnie do korporacji. Na fali solidarnościowego entuzjazmu nasze środowisko lekarskie pokładało wielkie nadzieje w „naszym” samorządzie. Tak się składało, że miałem okazję „dyskutować” (tzn. słuchać i trochę pytać) z osobami o chyba przez nikogo niekwestionowanych kwalifikacjach moralnych. Ideą przewodnią samorządu lekarskiego było oparcie się na zaufaniu społecznym, bo społeczeństwo wierzyło, że sami lekarze zadbają o dobrą opinię o naszym środowisku opierając się nie tylko na wiedzy i umiejętnościach profesjonalnych, ale i ocenie moralnej. Kary samorządowe były na tyle uciążliwe, że koledzy, którzy coś przeskrobali, marzyli o wyrokach w sądach powszechnych, a panicznie bali się wyroków środowiskowych.
Kilkadziesiąt lat deprawujących rządów oraz naturalnie zmieniona czasem otaczająca nas rzeczywistość ukazały małą adekwatność koncepcji samorządowej do współczesności. Związki zawodowe, których celem powinno być dbanie o nasz komfort ekonomiczny i warunki materialne środowiska pracy odgrywa rolę marginalną, więc praktycznie walczy o to samorząd. Niezależnie od zapisów statutowych, wg mnie jest to ewidentna wewnętrzna sprzeczność. Na dodatek samorząd otrzymał mizerne środki dyscyplinarne, a i to szafuje nimi oszczędnie. Nie dziwota, że jesteśmy dość powszechnie postrzegani w kategoriach „kruk krukowi oka nie wykole”, i funkcjonujemy w dewastującej atmosferze oblężonej twierdzy. Zastrzegam, że to moje subiektywne impresje.
Ale to tylko tło do rozważań na temat, co tak cementowało i utrzymywało w moralnych ryzach nasze środowisko. Wiązało się to z bardzo istotnym czynnikiem: przekroczenie obowiązujących zasad skutkowało dotkliwym ostracyzmem środowiskowym, ocierającym się o anatemę. Była to potężna broń („opcja nuklearna”, jak się mówi teraz). Okazała się jednak zbyt silna. Wiele osób zostało wykluczonych środowiskowo np. za opieranie się w swej moralności na światopoglądzie innym niż powszechnie obowiązujący (np. lewicowy lub obyczajowo liberalny) i zestaw nacisków środowiskowych był dość powszechnie krytykowany jako oparty na subiektywizmie, populizmie korporacyjnym. Świat się zmienił, więcej nadziei pokładamy w sądownictwie powszechnym niż w możliwych koteriach korporacyjnych. Po zachłyśnięciu się możliwościami egzekwowania środowiskowych kodeksów etycznych, współcześnie obserwujemy atrofię tych komisji, a w przypadku rzadkich interwencji – zagubienie ich członków.
We współczesnym nadpluralistycznym społeczeństwie obserwuje się dekonstrukcję tradycyjnych systemów wartości i próby zastępowania jej krańcowym indywidualizmem, w którym nie ma obiektywnych wartości, a świat jest sumą indywidualnych poglądów na niego.
Chociaż nie… Bardzo twardo zaczyna działać ostracyzm pod postacią wykluczenia z dyskusji. Dyskusja i wymiana myśli przestały być wartościami. Jedynym kryterium prawdy stały się „oczywistości” środowiskowe wykreowane przez magmę poglądzików lub samodefiniujące się rzekome nieweryfikowalne autorytety. Jedyna forma podjęcia dyskusji to łaskawa zgoda na samokrytykę i publiczne opowiedzenie się po jedynej słusznej sprawie. Skądś to znamy? Tą drogą chciałbym podziękować Naczelnemu za ukazanie nam natury takich dyskusji w poprzednich numerach.
Poglądy i sympatie polityczne Sopranistki i Dyrygenta były znane od wielu lat, a społeczeństwo otwarte dawało im szansę na wypowiadanie ich i podejmowanie (lub nie) dyskusji z nimi. Co takiego stało się z nimi, że w grudniu ich poglądy niewiele przeszkadzały, a w marcu już nie? Najsmutniejsze, że dano im „szansę” (czytaj: zaszantażowano), by opowiedzieli się nie po stronie tego, na czym się znają (muzyka), tylko tego, na czym mają prawo się nie znać, mieć subiektywny ogląd sytuacji spowodowany obracaniem się w innych kręgach (polityka). Dowiaduję się, że tu i ówdzie na indeks idzie Czajkowski. W jednym z krajów zabronione jest wykonywanie muzyki Wagnera, choć mimo – osobliwości poglądów na wiele spraw i zachowania antysocjalne (a bo toż on jeden z artystów?) – nie był winien, że spodobał się Hitlerowi.
Byłem wychowany w środowisku, które respektowano kilka dziedzin jako „eksterytorialne”, wyrastające ponad poziom sporów politycznych, a nawet zbrodni. Medycyna jest piękna między innymi dlatego, że jest ponad podziałami. Lekarze operują zarówno swoich żołnierzy, jak i przeciwników, którzy przed chwilą może popełnili zbrodnie. Teraz próbuje się odbierać nam możliwość skupienia na procedurach medycznych, każąc propagować konkretne ideologie. Na dziś mogą wydawać się słuszne, za dekadę mogą przejść do historii wypaczeń.
Drugim obszarem neutralnym wydawał się sport. Szczególnie ten grecki, gdy igrzyska przerywały wojny. Sport się zdegenerował odejściem od zasad fair play, oszustwami dopingowymi, komercjalizacją i upolitycznieniem. Ten sam sport bywał jednak jedyną ścieżką do wentylowania ogromnych napięć między Ameryką a Dalekim Wschodem (dyplomacja ping-pongowa). Tymczasem teraz z pewną dumą mówi się, że na totalitaryzm Wschodu, Zachód odpowiedział podobnym totalitaryzmem. Stracono wyższość moralną, gdyż Wschód krytykowany za cenzurę doczekał się symetrycznej cenzury na Zachodzie. Oczywiście, tłumaczy się to naszą „lepszością”, wyższością moralną, no i przejściowością, bo sytuacja jest przecież „nadzwyczajna”. Skądś to znamy?
Trzecim takim obszarem spotkań ponad podziałami była muzyka. Z Metropolitan wyleciało parę osób z obiektywnie nagannymi (uwaga: nikt ich nie ukarał sądowo) zachowaniami, o których wszyscy wiedzieli i jakoś im to nie przeszkadzało. Przez stulecia artyści cieszyli się większą tolerancją, bo intuicyjnie wiązano twórczość rozumianą jako łamanie konwencji artystycznych z predyspozycji do łamania wszelkich konwenansów: głównie obyczajowych, a nawet prawnych. Przez ostatnie 200 lat zaczęto wyodrębniać zdolności artystyczne od całej reszty osobowości, poglądów i wynikających z nich zachowań. Prawie wszyscy poeci byli alkoholikami, i to nie apollińskimi, a często charakteropatycznymi, niezwykle uciążliwymi dla najbliższych. Wiele osób kształtujących światopoglądy milionów, w życiu prywatnym było zwykłymi psychopatami. Tylko w krajach totalitarnych i o niepewnej tożsamości, twórcy muszą być monumentalni pod każdym względem i ukazanie ich ludzkich ułomności uznawane jest za agresywne odbrązawianie.
Artyści często przypisują sobie właściwości profetyczne. Większość z nich ma tendencję do poglądów rewolucyjno-lewicowych, mniejsza część wydaje się nadmiernie przywiązana do poglądów konserwatywnych, korzeniami tkwiących w mistycyzmie. Czytanie bibliografii artystów często powoduje poczucie ulgi, że nie daliśmy się uwieść ich poglądom politycznym. Najczęściej manipulowanym, zasugerowanym i wtórnym, ale zawsze radykalnym. Częste są też wolty od burty do burty. Wrażliwość i ekspresja artystyczna bardzo rzadko łączy się z rozsądkiem i stałością, a już w odniesieniu do polityki i światopoglądu w szczególności. Wielkich artystów małe pokurczone beztalencia zawsze usiłują sprowadzić do swego poziomu. Sopranistka przez jakiś czas nie straci głosu, Dyrygent będzie nadal pocił się wymachując miniaturową batutą. Tylko, jak zawsze, stracimy my – ci, którzy dużym wysiłkiem zakupili bilety na ich występy. Może i dobrze, że naszym kosztem Sopranistkę i Dyrygenta będą miały okazję rzesze Chińczyków, Brazylijczyków, Meksykańczyków i in. A nam pozostanie niesmak w patrzeniu na złamane niedobitki zmuszone do zadeklarowania swoich (?) unisono poglądów w sprawach relacji do mniejszości seksualnych, etnicznych, rzekomych niepoprawności politycznych.
/
# # #
OGŁOSZENIA I REKLAMY:
The gallery was not found!