Jedyni na Mazowszu

Date:

Share post:

Relacja dr Marcina Cabaja, ordynatora „covidowego” oddziału w Siedlcach spisana przez Justynę Wojteczek

Miało być pożegnanie z oddziałem psychiatrii i „wakacje” w Libanie, ale przyszła pandemia i lekarz psychiatra Marcin Cabaj, ówczesny ordynator siedleckiej psychiatrii z umową do końca marca 2020 roku, nieoczekiwanie zmienił plany – spontanicznie. Jednak ich metodyczna, acz siłą rzeczy – kreatywna realizacja, to zasługa dużej części zespołu, zarówno oddziału, którym kierował, jak i całego szpitala.

Kreatywności bowiem wymagało nagłe przystosowanie się oddziału psychiatrycznego (i innych oddziałów szpitala miejskiego w Siedlcach) w taki, który zajmować się będzie wyłącznie pacjentami z tzw. podwójną diagnozą: choroby podstawowej (psychicznej w przypadku oddziału psychiatrycznego) oraz COVID-19, albo podejrzenia o tę nową chorobę. Nikt w końcu przecież tego wcześniej nie robił, a na początku marca 2020 roku, kiedy dr Cabaj pakował bagaże do Libanu, rozkręcała się już spirala lęku związanego z nowym patogenem.

Kto wie, czy ta historia inaczej by nie wyglądała, gdyby nie „lock-down” w Libanie tuż przed wylotem samolotu dr Cabaja. Doktorowi i jego kompanom na wakacyjny wyjazd udało się dotrzeć tylko do Warszawy – okazało się, że w Libanie restauracje, muzea i kościoły zostały zamknięte, a część towarzyszy podróży pełniących różne ważne funkcje zamiast na urlop ma wracać do pracy. Wyprawa skończyła się więc na odwiedzeniu 9 marca stołecznej libańskiej restauracji, w której, z racji już wtedy przekazywanych obaw medialnych, byli jedynymi gośćmi. Zaś po powrocie do Siedlec – zaczęło się nowe.

Dla przypomnienia: 30 stycznia WHO ogłosiła alert w związku z nową chorobą, której rozprzestrzenianie się obserwowano w prowincji Wuhan w grudniu 2019. Organizacja pandemię COVID-19 ogłosiła 11 marca 2020. Pierwszy przypadek zakażenia SARS-CoV-2 w Polsce to 4 marca – u mężczyzny, który wrócił z zagranicznej podróży. Choć nic mu poważnego nie dolegało, to z racji zakażenia trafił do szpitala. Stacje telewizyjne wręcz maniakalnie pokazywały straszne obrazy z włoskiego Bergamo (trumny, wyczerpanych medyków ubranych jak kosmici itd.), dezynfekcje całych ulic i tym podobne obrazki, zaś w całej Polsce nawoływano: „Zostań w domu!” i gorączkowo poszukiwano tzw. środków ochrony osobistej.

27 marca 2020 roku na stronie siedleckiego szpitala ukazał się apel z prośbą o wsparcie w zakupie środków ochrony osobistej i sprzętu medycznego w związku z epidemią COVID-19. Miesiąc później opublikowane zostały podziękowania z długą listą darczyńców – szpital uzyskał pomoc, zarówno rzeczową, jak i finansową, od darczyńców instytucjonalnych, prywatnych małych przedsiębiorstw i osób prywatnych. 

– Wszystko zaczęło się w marcu. Bardzo szybko się okazało, że szpital jest wyznaczony do przygotowań do tego, by objąć opieką pacjentów z koronawirusem – wspomina Marcin Cabaj.

I z pewnym zażenowaniem przyznaje (w końcu psychiatrze nie wypada używać tego słowa, ale czytelnicy zapewne mają swoje pandemiczne doświadczenia i wiedzą, że ten związek frazeologiczny po prostu ciśnie się na usta) – na wariackich papierach: bez wyraźnych wytycznych, z dopiero tworzącymi się regułami, z nieznanym zagrożeniem, bez potwierdzonych informacji na temat rokowań i późnych rokowań.

 – Wszystko musieliśmy wymyślać praktycznie sami, licząc się z ryzykiem błędnych decyzji, przereagowania albo nie docenienia zagrożenia. Przed wprowadzeniem restrykcji, kiedy jeszcze to było możliwe, poszedłem na mszę świętą prosząc o błogosławieństwo na ten trudny czas pracy w nieznanej rzeczywistości i z tyloma ograniczeniami…

– Patrząc na inne państwa, a relacje były straszne – te filmy z Bergamo, których nie można było zweryfikować – wiadomo było, że to nas nie minie. Powszechne początkowe przekonanie było takie, że kto się zetknie z koronawirusem, to umiera, tylko nieliczni przeżywają. Uznaliśmy, że my/nasz szpital zdobędziemy pierwsze doświadczenie, choć i tak będziemy mieć z tym problem, a wówczas jako kraj/medycy będziemy gotowi w całym kraju – mówi. „Sytuacja jest dynamiczna” – to najczęściej powtarzane wtedy słowa.

A zatem czytanie dostępnych dokumentów i niekończące się spotkania ordynatorów, dyrekcji, zespołów, dyskusje, jak to robić. Konieczność przeorganizowania oddziału – trzeba było na przykład zrobić śluzę (oddziałowa stołówka). Wejście do oddziału stało się podjazdem dla karetek, drzwi otwarte – zostały zamknięte. Potrzebne były pomysły na przeorganizowanie dotychczas oczywistych czynności, jak na przykład zorganizować ruch chorych – żeby nie zarażali się od siebie (do oddziału trafiali ci z kwarantanny – potencjalnie zdrowi i ci z potwierdzonym wynikiem testu). No i na samym początku wypisać zdrowych niezakaźnych pacjentów (60), którzy mieli pecha znaleźć się w szpitalu na początku tej pandemicznej gorączki. Dla części trzeba było znaleźć miejsca w innych szpitalach. Na dodatek nikt na tym etapie nie myślał, że siedlecki szpital (potem jeszcze dołączył przasnyski) będzie obejmował swoją opieką całe województwo mazowieckie. Przecież miało być 5 takich placówek na Mazowszu. Potem o siedleckim oddziale psychiatrii mówiono: „oddział chorób płuc dla chorych psychicznie”. Bo okazało się, że dopóki można było, trzeba było samemu zajmować się pacjentami. A przecież z definicji byli to pacjenci wysokiego ryzyka ciężkiego przebiegu COVID-19, bo często obciążeni tzw. chorobami współistniejącymi.

– Sami ich badaliśmy somatycznie – mówi dr Cabaj. Wspomina też, jak obsługiwali aparaty HFNC HiFent, butle z tlenem (czasem łącznie z ich transportem). Tlen szybko się wyczerpywał… Ale zastrzega, że w razie konieczności konsultacji koledzy z innych oddziałów zawsze służyli pomocą (choć najczęściej telefoniczną). Niektórych pacjentów trzeba było pilnie przekazywać dalej – na przykład na intensywną terapię, kardiologię czy internę. Albo w ogóle do innego szpitala. Zdarzały się rzadkie zespoły chorobowe – na przykład Guillaina-Barrégo. Najgorzej było w jesiennej fali w 2020. Dużo pacjentów ciężko chorych, nie zawsze udawało się im pomóc.

Z biegiem czasu nabywali sprawności, kompetencji i wiedzy.

Na przykład:

  • W bieżącej pracy pomagała ułożona przez zespół „z potrzeby chwili” ankieta wstępna dotycząca wskazań do przyjęcia.
  • Pomocą w pracy była tablica z kontaktami do ważnych osób i instytucji z podziałem na oficjalne (nie działały) i nieoficjalne (działały). Kontakt z konsultant wojewódzką w dziedzinie psychiatrii był zawsze w razie potrzeby.
  • Nauczyli się, by asertywnie odmawiać tym placówkom, które pacjenta chciały przysyłać poza wskazaniami na obserwację (bo pacjent miał gorączkę). W tym pomógł mail od konsultanta krajowego, prof. Piotra Gałeckiego, w którym wyłuszczone zostało, że mają przyjmować osoby, które spełniają dwa warunki: mają chorobę psychiczną i (w mejlu stało: „oraz – czyli łącznie”) COVID-19 lub zakażenie SARS-CoV-2 lub podejrzenie zakażenia (z kwarantanny).
  • Zakładali, że aby się od siebie nie zarażać i móc kontynuować w sposób ciągły opiekę nad pacjentami, będą dyżurować po dwie doby i odpoczywać przez cztery. Życie zweryfikowało te plany i okazało się, że czasem możliwe były dwa dni pracy i tylko trzy dni pauzy.
  • Nauczyli się dokładnie planować, jak ma przebiegać spotkanie z pacjentami i kolejność badania pacjentów – w kombinezonie każdy ruch musi być przewidziany („To zmniejszało poziom lęku przed transmisją wirusa” – dodaje dr Cabaj).
  • Kto wie, czy nie najtrudniejsze było utworzenie relacji terapeutycznej z pacjentem, kiedy kontakt siłą rzeczy był skrócony, a lekarz, pielęgniarka czy inny członek zespołu wyglądał jak kosmita.
  • Jeśli chodzi o farmakoterapię, to czasami trzeba było zwiększać dawki leków neuroleptycznych, ale okazało się, że dużo częściej trzeba je było… zmniejszać – pacjenci doświadczali skutków ubocznych. Ciekawą obserwacją było to, że po pewnym czasie zespół lekarski po rodzaju stosowanych leków i schematach ich dawkowania mógł całkiem trafnie określać, z jakiego szpitala pacjent do nich trafił…

Jak mówi dr Cabaj, reakcje zespołu były różne. Praktycznie cały zespół lekarzy podjął wyzwanie (sześcioro, poza dwojgiem rezydentów sami specjaliści psychiatrii), podobnie jak i większość personelu pielęgniarskiego. Zespół psychologów wykazał większy poziom lęku (przez trudności w świadczeniu swojej pracy), a lęk u sporej części pracowników zmniejszył się dopiero po szczepieniach ochronnych. Co ciekawe, prawie w ogóle nie było zakażeń z pacjentów do medyków, choć oczywiście zdarzały się zachorowania wśród personelu – były najczęściej transmitowane spoza oddziału.

W siedleckim szpitalu raczej się nie spodziewano, że pierwsza pacjentka z koronawirusem trafi właśnie na oddział psychiatryczny. Przyjmował ją doktor Cabaj z pielęgniarką Agnieszką Kinowską.

– To było jak wejście w kosmos – my w tych kombinezonach, nie mogliśmy oddychać. To bardzo utrudniało skupienie się na tym, że w końcu po drugiej stronie był człowiek – mówi.

Bo to pacjenci byli w najtrudniejszej sytuacji. Z olbrzymim lękiem, z dużym ograniczeniem, jeśli chodzi o opuszczanie sal chorych, chorzy na nową, nieznaną chorobę, bez odwiedzin, bez możliwości zobaczenia twarzy swojego terapeuty.

Już pierwsza pacjentka bardzo się bała.

– To była pierwsza psychoza pocovidowa, z jaką mieliśmy do czynienia: jak się okazało po czasie „kowida” pacjentka już nie miała, była wyleczona, a do nas trafiła z powodu zaburzeń psychotycznych. Brała winę na siebie, że spowodowała epidemię, że w jej pracy wszyscy umrą z jej powodu. Udało się nam nawiązać kontakt terapeutyczny – wspomina lekarz.

Pamięta też, że powiedziała im kiedyś podczas wizyty, że tata stoi za oknem i do niej macha.

– Byłem przekonany, że to objaw psychozy. Ale w rozmowie telefonicznej z tatą dowiedziałem się, że naprawdę stał wtedy za oknem, że się widzieli. To zobaczenie taty dało jej bardzo dużo… – mówi.

Bez wątpienia to, co pomogło zespołowi w radzeniu sobie w tych ekstremalnych warunkach, to poczucie humoru, które zaowocowało między innymi twórczością poetycką…

Tak właśnie powstał „kultowy” utwór, którego autor, dr Marcin Cabaj zdecydował się po namowach i naleganiu Redakcji udostępnić naszym czytelnikom:

Jedyni na Mazowszu

Jedyni na Mazowszu, w kraju też chyba pierwsi
Nikt nam nie nakazał byśmy byli najlepsi
Rzucili nas do walki z mgły ostrym cieniem
Profesor Kokoszka poczęstował powodzeniem
Marysi zabronili, Gałecki uczulał
Żebym do Konstantego się za bardzo nie wychylał
Że pokusy z tego będą straszył profesor Sobów
Pogotowie już szukało niesłychanych sposobów
By pacjentów nam przysłać, gorączką zagrozić
Dyspozytor nawet dzwonił – nie możecie tak robić
Pacjentów przyjmujcie: kwarantanna, podejrzenie
Jesteście od roboty – inni zajmą się myśleniem
IPiN, Radom, Wołoska, Pruszków, cała Warszawa
Przyjmujemy Covidy, więc należą się brawa
Nie pytamy o imię walcząc z ostrym cieniem mgły
Szanuj swego psychiatrę – covid możesz mieć TY

To nie jest oczywiście jedyny utwór z czasów pandemii, Siedlecki oddział stał się również wylęgarnią covidowych moskalików. Być może kiedyś uzyskamy zgodę na ich publikację…

OD REDAKCJI:

W czasie Zjazdu Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego w Łodzi spotkaliśmy Marcina Cabaja i Marka Dąbrowskiego, widząc się „na żywo” pierwszy raz po dwóch latach pandemii.

Nagle zdaliśmy sobie sprawę, że ani w trakcie Zjazdu, ani w żaden oficjalny sposób nasze środowisko nie uhonorowało tych koleżanek i kolegów, tych zespołów, które znalazły się na „pierwszej linii”.

Chcielibyśmy, aby ten i kolejne teksty, które zamierzamy zamieścić w kolejnych numerach PSYCHIATRY, był hołdem (acz oczywiście bez patosu) dla bohaterów walki z pandemią COVID-19.

CZYTAJ RÓWNIEŻ

OSTATNIO DODANE

Trzy pierścienie w leczeniu depresji

Iwona Koszewska Od roku 1981, przez trzydzieści lat pracowałam w Oddziale Chorób Afektywnych („F7”) Instytutu Psychiatrii i Neurologii. Miałam...

Neuroróżnorodność a śmiech

Cezary Żechowski Pracując z osobami nieneurotypowymi wielokrotnie widziałem, jak łatwo narażone są na ostracyzm. Wystarczy drobiazg, aby dzieci neurotypowe...

Długoterminowa skuteczność leków przeciwpsychotycznych u dorosłych chorych z zaostrzeniem schizofrenii

Przegląd systematyczny i metaanaliza sieciowa Opracowanie redakcji (Tomasz Szafrański) Problem badawczy: Większość badań leków przeciwpsychotycznych w ostrej fazie trwa tylko kilka...

Tutaj robimy raczej coś niż nic – 5-lecie Teatru Kryzys

Jakub Tercz rozmawia z Katarzyną Parzuchowską Jakub Tercz: Teatr Kryzys obchodzi w tym roku 5-lecie. Zaczęło się w 2018...