Friedrich Leidinger, Thomas Feld
Artykuł analizuje możliwość miłości w psychiatrii na tle jej historii, tendencji do uprzedmiotowienia i wykluczenia oraz z perspektywy filozofii spotkania i gościnności.
W latach początków reformy opieki psychiatrycznej w Republice Federalnej Niemiec opinię społeczną poruszyła pewna sprawa kryminalna. Lekarz nadzorujący zakład psychiatryczny został znaleziony pobity na śmierć w piwnicy swojego domu na terenie szpitala. Po krótkiej ucieczce sprawca został aresztowany – był pacjentem tej instytucji. Lekarz, doświadczony klinicysta i ekspert, poznał znacznie młodszego od siebie pacjenta, gdy ten miał 20 lat. Poruszył go los tego młodego człowieka, jego zmarnowana młodość z pobytami w domach dziecka i więzieniach. Zajął się nim ze szczególną uwagą, opiekował się nim osobiście przez ponad 12 lat i w końcu przyjął go do swego domu, gdzie zatrudnił go jako ,,kamerdynera”. Za tym wszystkim krył się jednak intymny romans między nimi [1].
Jak się okazało w procesie przeciwko sprawcy, psychiatra zakochał się w swoim pacjencie, prawdopodobnie wierzył , że pomaga mu poprzez swoją miłość, dostrzegał, że pacjent również odpowiada na jego zauroczenie. Ich związek był rodzajem związku poddanego społecznemu ostracyzmowi i, przynajmniej na początku, ostracyzmowi usankcjonowanym przez prawo karne, tak że w każdej chwili musieli obawiać się odkrycia. Z biegiem lat role w ich związku stawały się coraz bardziej niejasne, a uczucia coraz bardziej chaotyczne, w końcu obaj – każdy na swój sposób – byli zdezorientowani i bezradnie zmierzali do katastrofalnego końca.
Oczywiście tłem czynu było tutaj naganne przekroczenie granic, trwająca latami intymna relacja lekarza i pacjenta, naruszenie etyki zawodowej. Ale tym, co wyniosło tę sprawę ponad tragiczne jednostkowe uwikłanie, było pytanie, dlaczego idea humanitarnej psychiatrii, która miała przezwyciężyć panujące wówczas ,,nędzne i nieludzkie” warunki [2], została obalona w najstraszniejszy sposób, jaki można sobie wyobrazić. Czy zagrożenia i niebezpieczeństwa ze strony pacjentów nie wynikają z tego, że zawód psychiatry jest niemożliwy, że jego społeczna misja ustanowienia i utrzymania rozsądnego porządku – niewykonalna, a potencjalnie istniejące ideały człowieczeństwa i solidarności – utopijne?
Rada dyrektora zachodnioniemieckiego zakładu psychiatrycznego dla młodego lekarza w pierwszym dniu jego pracy w 1980 roku brzmiała: ,,Lepiej nie myśl, że możesz z nimi (pacjentami) rozmawiać! Równie dobrze mógłbyś siedzieć przed budką dla królików”. Brutalny[MM1] cynizm słów kogoś, kto studiował kiedyś medycynę z idealistycznych i altruistycznych motywów, jest szokujący [3]. Jak to możliwe? Prowadzone są badania mające na celu całkowite wyeliminowanie czynnika ludzkiego z psychiatrii, na przykład poprzez zastosowanie sztucznej inteligencji [4]. Czy dobroczynność, solidarność, życzliwe uznanie, jakakolwiek forma miłości mają w ogóle miejsce w psychiatrii? W poszukiwaniu odpowiedzi chcemy przyjrzeć się sednu działania psychiatrycznego, spotkaniu pacjenta i psychiatry w jego historycznym i społecznym kontekście.
Porządek rozumu i jego wykonawcy
Psychiatria powstała w okresie oświecenia. Została stworzona i zinstytucjonalizowana przez filozofów, prawników, teologów, pedagogów i biurokratów [5]. W jej początkach rozróżnienie między rozumem a szaleństwem nie było jeszcze absolutne: rozumni i nierozumni wciąż mówili wspólnym językiem. Utwory Friedricha Hölderlina, które napisał po kryzysie psychicznym w wieży w Tybindze, należą bezsprzecznie do szczytowych osiągnięć niemieckiej poezji. Dopiero późniejsze pokolenia szukają w nich – na próżno – oznak szaleństwa [6]. Po rewolucji francuskiej lekarze przejmują psychiatrię, co doprowadza do rozdzielenia ,,języka szaleńców’’ od języka obywateli. Psychiatrzy są ,,w większości kiepskimi tłumaczami języka szaleństwa”, zamiast dialogu tworzą język naukowy, ,,monolog o szaleństwie” [7]. Do postępowania z chorymi pozyskują arsenał środków odstraszających i środków przymusu, często błędnie określanych jako średniowieczne – obrotowe krzesła, okłady, permanentne kąpiele, kuracje grozy w rodzaju ,,pieczęci siegburskiej’’3 [8] itp. Około 1800 roku medycyna wciąż czeka[MM2] na swoje naukowe podstawy wciąż pozostaje pod całkowitym wpływem starożytnej doktryny humorów i przyrodniczych idei filozoficznych niemieckiego idealizmu. Tak więc psychiatria w momencie powstania staje się prekursorem i jednocześnie szczególną dyscypliną nowoczesnej medycyny.
Z tego punktu wyjścia medycyna – a w jej obrębie także psychiatria – obiera drogę, u której prowizorycznego celu lekarze ,,nie wiedzą, co robić ze zdrowiem, a coś z chorobą mogą robić” [9]. Sukces zdaje się potwierdzać jej rację, to coś jest powodem satysfakcji. Dotyczy to także psychiatrii, która stworzyła mnóstwo skutecznych interwencji biopsychospołecznych, pozwalających niwelować nawet ciężkie objawy psychiczne lub przynajmniej je kontrolować, co pomaga osobom dotkniętym chorobą przezwyciężyć kryzys i powrócić do uczestnictwa w życiu rodzinnym i społecznym.
Odwrotna strona postępu
Krytykę psychiatrii zawsze wywoływały jednak nie takie sukcesy, ale to, co szwankowało. Pochodzenie z ducha oświecenia i humanitarnego postępu nie uchroniło bowiem psychiatrii przed epokowym zerwaniem z cywilizacją w XX wieku, kiedy to stała się pacemakerem narodowosocjalistycznej kampanii eksterminacyjnej [10]. W latach 1940-1945 niemieccy psychiatrzy wymordowali setki tysięcy swoich pacjentów – pozbawiając ich opieki i pożywienia, podając śmiertelne leki, przekazując ich plutonom egzekucyjnym i wysyłając do komór gazowych, których zawory obsługiwali wyłącznie lekarze.
Po zakończeniu wojny psychiatria funkcjonowała jak dawniej, a sprawcy w większości bezkarnie kontynuowali kariery zawodowe. Milczeli i zapomnieli. Dopiero w 2010 r. stowarzyszenie zawodowe niemieckich psychiatrów zdystansowało się od morderców biurkowych w swoich szeregach i odebrało im post mortem honorowe członkostwo [11]. Ocaleni również milczeli, ale nie zapomnieli. Milczenie stało się znakiem rozpoznawczym instytucji psychiatrycznych, tym bardziej, że wprowadzenie nowych leków uspokajających wyciszyło typowy dotąd hałas ,,niespokojnego oddziału”. Do 1970 roku psychiatria w Niemczech była moralnie, materialnie i zawodowo zbankrutowana. Nie istniał ślad po miłości.
Taka katastrofa, której pokłosie dostrzegamy do dziś w powszechnym braku szacunku dla osób chorych psychicznie i ich dewaluacji przez psychiatrów [12, 13], nie może być już rozumiana jako wynik wykolejenia się postępu, który sam w sobie był udany. Rozpoznajemy jej zalążek już w kolebce psychiatrii, która wkracza do świata zachodniego w momencie, gdy ten już dawno zapomniał o postrzeganiu szaleństwa jako nieodzownej części istoty ludzkiej [14], początkowo rozumiejąc je filozoficznie jako ,,odpadnięcie od boskości”. ,,W ciągu następnych 170 lat które na drodze postępu nauk pozytywnych pozwoliły psychiatrii stać się technokratycznie zorganizowaną socjologią medyczną, […] która bojowo przekształca odpadnięcie od boskości w odpady ludzkie” [7]. Jeśli jednak mamy traktować porażki jako nieodłączny element postępu w psychiatrii i jeśli niezaprzeczalne sukcesy reformy psychiatrycznej ostatnich 50 lat – rozwój struktur ambulatoryjnych, środowiskowa opieka psychiatryczna, poprawa kadr i rehabilitacja zawodowa – mają być czymś więcej niż technicznymi osiągnięciami, nasze pytania muszą przeniknąć do samego rdzenia psychiatrii.
Spotkanie podmiotów w psychiatrii
Zacznijmy od pierwszego kontaktu. Zazwyczaj mówimy o relacji lekarz – pacjent. Kontakt i relację łączy termin spotkanie – centralne pojęcie tradycji filozoficznej wywodzącej się od filozofów żydowskich, takich jak Herman Cohen, Franz Rosenzweig, a przede wszystkim Martin Buber [15]. Stąd termin ten trafił do antropologii filozoficznej, teologii, pedagogiki, psychoterapii i psychiatrii. W latach 50. i na początku 60. mówienie o spotkaniu przeżyło w Niemczech wyraźny boom tematyczny w związku z debatą nad filozofią egzystencji Martina Heideggera, Karla Jaspersa i Jeana Paula Sartre’a. W psychiatrii dyskusja ta znalazła wyraz w psychiatrii egzystencjalno-analitycznej i antropologicznej, za którą stoją takie nazwiska jak Walter von Baeyer, Heinz Häfner, Caspar Kulenkampff, Karl Peter Kisker – psychiatrów, od których w latach 60. ubiegłego wieku pochodziły najsilniejsze impulsy do reform psychiatrii społecznej2 [16,17].
Pojęcie spotkania sugeruje niekiedy powoływanie się na szczególny – esencjonalny – kontakt dwóch osób, nieobecny w życiu codziennym. ,,W rzeczywistym, istotnym spotkaniu bliźni pojawia się w innym kontekście znaczeniowym […]” – mówi psychiatra v. Baeyer – ,,[to] ten, który wcześniej był przypadkiem, staje się tym – bardziej poprawnie: Ty tam i Ja tu” [18]. Ciemna strona tego użycia ujawnia się, gdy v. Baeyer używa egzystencjalnego spotkania jako normy ludzkiej wspólnoty, w przeciwieństwie do której możliwość spotkania z osobą chorującą psychicznie jawi się jako deficytowa. . Przywoływana wcześniej zasada ,,wzajemności, mutualizmu, dwustronności zachowania”, [18] obowiązująca w spotkaniu podmiot – podmiot, przekształca się w relację podmiot – przedmiot, w której drugi staje się przedmiotem diagnozującego spojrzenia psychiatry.
Wymianie, która dokonuje się w spotkaniu podmiotu z podmiotem, towarzyszą dwa procesy, ,,które […] nabierają znaczenia do tego stopnia, że bezpośrednia wymiana między dwoma podmiotami staje się trudniejsza, jak to jest regułą przy ciężkich zaburzeniach psychicznych. Chodzi tu, po pierwsze, o to, że każdy podmiot stara się zawsze uprzedmiotowić drugi, uczynić go przedmiotem […]. Po drugie, podczas wymiany oba podmioty znajdują się w ciągłym związku z samym sobą […]” [19].
Wymaga to od lekarza psychiatry postawy poszukującej [20]. Zakłada ona, że wszystko, co mogę wiedzieć o drugim, opiera się wyłącznie na tym, co drugi wyzwala we mnie w zakresie percepcji, uczuć i reakcji. Muszę prześledzić tę bardzo osobistą zmianę we mnie, muszę poszukać związanych z nią myśli, przeżyć, zachowań i uczynić je dla mnie świadomymi. Zmiana w spotkaniu następuje wtedy, gdy dzielę się z drugą osobą spostrzeżeniami, emocjami i pomysłami na możliwe rozwiązania, które znalazłem w sobie, aby nauczyła się ona pełniej postrzegać siebie i na moim przykładzie szukała możliwych rozwiązań w sobie. Ostatecznie chodzi o to, aby zachęcić drugą osobę do podjęcia nowych prób samopomocy.
Tutaj ważne jest, aby uniknąć sentymentalnych nieporozumień. W spotkaniu spotykają się bowiem przeciwnicy – ,,czyli osoby, które stoją naprzeciwko siebie, jak np. w grze czy w sporcie, i które właśnie w tej jakości znajdują wspólny język” [19].
Obcość i podmiotowość
Dyskusje z ostatnich lat na temat migracji, (post)kolonializmu i tożsamości zwróciły naszą uwagę na fakt, że w spotkaniu biorą udział się nie tylko przeciwnicy, spotkanie to dotyczy również obcych. Konfrontacja z obcym jest w zasadzie codziennością, nie da się bowiem wyjść z domu, nie napotykając obcych. Fenomenolog Waldenfels z Bochum pisze: ,,Utrzymuję, że w tradycji zachodniej istnieje tendencja do przywłaszczania w taki sposób, że wszystko, co obce, postrzegane jest jako produkt alienacji, własnego stawania się obcym. Przywłaszczenie przybiera formę egocentryzmu, o ile to, co obce, jawi się jako modyfikacja tego, co właściwe; przybiera formę logocentryzmu, o ile jest pojmowane jako moment ogólnej przyczyny […]” (podkreślenie w oryginale) [21].
Choroba, zwłaszcza psychiczna, byłaby więc opisywana jako proces stawania się obcym, zaś zdrowienie jako powrót do normalności, który jest mierzony albo egocentrycznie: w stosunku do normalności wyznaczonej przez dane ego, albo logocentrycznie: w stosunku do wyższego porządku odpowiadającego rozumowi ogólnemu. W obu przypadkach chodzi o odebranie obcości naznaczonej przez chorobę. Byłoby to osiągnięcie psychiatrii opartej na ,,hipotezie ostrej choroby” [22]: szybkie przywrócenie porządku, szybki powrót chorego do sfery normalności.
Zupełnie inaczej wygląda sytuacja z osobami przewlekle chorymi. W przypadku osób, u których choroba lub zaburzenie utrzymuje się przez dłuższy okres życia, ,,przyciąganie, zawłaszczania tego, co obce” osiągnęło oczywiście swoje granice. A kiedy uświadomimy sobie, że większość chorób psychicznych ma charakter przewlekły, staje się jasne, że właśnie tu leży prawdziwe zadanie psychiatrii. W postępowaniu z osobami przewlekle chorymi potrzebne jest działanie, które zostawia miejsce dla obcego, które wycofuje się z przymusu normalizacji, psychiatria, która wychodzi od ,,[…] bycia takim, od obcości i inności innego […], alter-logika i alter-etyka” [22]. Logika i etyka, które przeciwdziałają uprzedmiotowieniuInnego. Niczym innym niż uprzedmiotowienie jest bowiem konwencjonalne traktowanie osób, które często nadal są długoterminowo hospitalizowane w zakładach psychiatrycznych, pozbawione wszelkiej wolności, przymusowo wysterylizowane. W skutek uprzedmiotowienia mordowano je, a w działaniach dehospitalizacyjnych lat 70. do 90. ubiegłego wieku uczyniono z nich przedmiot absurdalnych działań administracyjnych [22].
Wraz z postulatem pozostawienia miejsca na podmiotowość i obcość Innego oraz niewywierania presjinormalizacji, w naszym polu widzenia pojawia się kolejny problem: lęk przed obcym. Według etnopsychoanalizy lęk przed obcym jest ,,pierwotnym lękiem człowieka, z którego wywodzą się wszystkie inne lęki” [23]. Lęk jest normalny i nie jest chorobą, jest wręcz konieczny, jest ,,zawsze zdrowy; tylko nasze niewłaściwe obchodzenie się z nim, obrona przed nim czyni nas chorymi. […] nieprzyjmowany, broniony lęk (prowadzi) do aktów agresji – od likwidacji obcych, przez ich eksterytorialne wykluczenie, po asymilację, zrównanie” [23]. W psychoanalizie mówi się o przeciwprzeniesieniu, które jest centralnym pojęciem w terapii psychoanalitycznej. Chodzi tu przede wszystkim o rozpuszczenie przeciwprzeniesienia i umożliwienie pacjentowi ,,wolnego od przeniesienia partnerstwa […] charakteryzującego się głębią, wiarygodnością i bliskością” [24]. W tym zdaniu W. Th. Winklera jaśnieje utopia relacji naznaczonej słowami miłość, przyjaźń, partnerstwo między osobami spotykającymi się w psychiatrii. Jednak Winklerowskiemu opisowi relacji terapeutycznej jako partnerskiej przeciwstawia się problematyczność zbyt dużej bliskości nawiązanej zbyt wcześnie, która stała się, jak zakładamy, tragiczną przyczyną przypadku kryminalnego opisanego na początku.
Być dostępnym dla drugiego. O godności i miłości w psychiatrii
W naszym eseju na temat miłości w psychiatrii podążamy za Klausem Dörnerem, który zainspirowany przez Emmanuela Levinasa powiedział: ,,Między mną a drugim stoi przede wszystkim nieskończona odległość, nieuleczalnie rozdzielona, [która] uniemożliwia mi i mojej podmiotowości dotarcie do miejsca drugiego […], że zdobywam go przez moją wiedzę lub przez moje zainteresowanie i wracam do siebie z nim jako moim posiadaniem. Ten absolutny, nieuleczalnie oddzielający (dosłownie: święty) dystans jest jego godnością” [23]. Poszanowanie tej godności domaga się postawy lekarskiej (obowiązującej psychiatrę w każdych okolicznościach), która zabrania mi dążenia do ‘zrozumienia’ drugiego, do ‘zbliżenia się’ do niego, do ‘dotarcia’ do niego. Przeciwnie, moja postawa musi być taka, że staję się ‘dostępny’ dla drugiego. Dzięki temu powstają we mnie otwartość i bezinteresowność, które pozwalają mi służyć Innemu. W tym kontekście Levinas mówi o gościnności, co przypomina nam o językowym pochodzeniu terminu ‘szpital’ (hospital) od 'hospis’ (łac. 'gość’). ,,Nie pragnąc” Innego, pozwalam sobie na to, by być ,,goszczonym przez Innego, Inny czyni mnie otwartym na niego i gospodarzem” [23]. Tak ustanowiona asymetria ,,służenia gościowi” ma swoje konsekwencje: przezwycięża samotność wzajemnego dialogu diady lekarz – pacjent i umożliwia przejście ,,w sferę historyczną, społeczną, i polityczną […]. Charakteryzuje się to tym, że oprócz diady ja i drugi, gospodarz i gość, istnieje jeszcze postać 'trzeciego’ […], którego konstytuuje rzeczywistość społeczna. Wraz z 'trzecim’ rozpoczyna się możliwość porównania, wysiłek osiągnięcia sprawiedliwości wspólnej dla wszystkich, a tym samym relatywizacja radykalności etycznej dwukierunkowej relacji bliskości” [23]. Już 20 lat wcześniej Dörner pisał: ,,Psychiatria jest miejscem spotkania podmiotów, które wymieniają się w działaniu w celu samopomocy” [19]. Zdanie to wyrywa oddziaływania psychiatryczne z kontekstu medycznego, w którym należałoby się spodziewać takich terminów jak terapia, leczenie, uzdrowienie, i umieszcza je w horyzoncie działania społecznego i relacji społecznych w ogóle. Tym samym dystansuje się od empatycznego, ,,konsekracyjnego” użycia terminu spotkanie. Jeśli działalność psychiatryczna jest postrzegana jako działanie i spotkanie z perspektywy nauk społecznych, to zmienia się zakres obszarów tematycznych w jej promieniu. Spojrzenie rozszerza się na zespół leczący, instytucję i społeczność. Zmienia[MM3] się relacja między lekarzem psychiatrą a pacjentem. Podczas gdy klasyczna psychopatologia jest psychopatologią podmiotowo – przedmiotową, ,,mianowicie w tym, że podmiot (tranzytowo) obserwuje, postrzega, opisuje, wyjaśnia i rozumie obiekt” [19], inspirowane naukami społecznymi postrzeganie Innego będzie zwracało uwagę na wzajemność każdego spotkania. Ponadto przywrócenie podmiotowości osobie przewlekle chorej, jej ‘empowerment’, może nastąpić tylko przy wycofaniu mojej własnej podmiotowości, a do tego niezbędna jest funkcja gwarancyjna ‘trzeciej strony’ – przestrzeni publicznej, społeczności, bliskich.
Jeżeli, jak udowodniono epidemiologicznie, większość chorych (nie tylko w psychiatrii) to osoby przewlekle chore, to w szkoleniu medycznym – a dotyczy to wszystkich omawianych grup zawodowych – choroba przewlekła powinna być traktowana jako reguła, a nie jako konsekwencja daremnego lub nieudanego leczenia ostrego. Wiemy, że nie jest to jeszcze rzeczywistość. W badaniach i nauczaniu przewlekłe cierpienie psychiczne, które trwa dłużej niż kilka tygodni, nie odgrywa żadnej roli. W systemie opieki psychiatrycznej istniał przez ponad 150 lat podział na psychiatrię ostrą w szpitalach uniwersyteckich i psychiatrię przewlekłą w zakładach, który później próbowano znieść w ten sposób, że w ramach tzw. dehospitalizacji usunięto przewlekle chorych ze wszystkich szpitali, a więc z obszaru odpowiedzialności lekarzy i terapeutów, i umieszczono ich jako przypadki socjalne, pozbawione statusu chorego w domach typu zakładowego, co ubrano w ramy ,,rehabilitacji społecznej”. Taka praktyka ma miejsce do dziś.
Logika utylitarystyczna a ,,zaczynanie od najsłabszych”
Odsuwanie, pozbywanie się przewlekle chorych odbywa się zgodnie z logiką utylitarystyczną, która inwestuje zasoby dóbr materialnych, uwagi, opieki, (miłości?) tam, gdzie wydaje się to najbardziej opłacalne w postaci szybkiego sukcesu terapeutycznego, czyli szybkiego zawłaszczenia i normalizacji. Nie jest to banał, gdy uświadomimy sobie, że czołowi przedstawiciele niemieckiej psychiatrii w latach 30. i 40. XX wieku nie uczestniczyli w masowych mordach z żądzy mordu, ale – w sensie właśnie tej logiki – z powodu chęci przeznaczenia jak największej ilości zasobów na leczenie tego, co uleczalne. Związek ten staje się szczególnie wyraźny w przypadku eutanazji dziecięcej, gdy w ośrodkach uśmiercania, zwanych ,,oddziałami specjalistycznymi’’, dzieci były najpierw wszechstronnie diagnozowane, otrzymywały wszystkie dostępne wówczas możliwości wczesnego wsparcia, leczenia i rehabilitacji, a jeśli wszystkie te oddziaływania okazały się nieskuteczne, mordowano je przez kombinację deprywacji pokarmowej i barbituratów [23].
Logika psychiatrii chorób przewlekłych mówi natomiast: ,,Inwestuj tam, gdzie się najmniej opłaca” i ,,Zacznij od najsłabszych”. Domaga się postawy zasadniczej z gotowością ,,do tego, by pozwolić drugiemu być i zaakceptować go takim, jakim jest w swojej inności, obcości, niedostępności, a więc i godności […]” [26]. To właśnie ta pasywność jest sztuką i daje innemu przestrzeń do ponownego odkrycia własnej aktywności. Już próba chęci zrozumienia drugiego, ,,chęć dowiedzenia się, jak to w nim wygląda” [26], jest niedopuszczalnym zawłaszczeniem drugiego. Nie może chodzić o to, by przywrócić innego – w terminologii Waldenfelsa – do danego porządku egocentrycznie czy logocentrycznie, ale raczej trzeba najpierw odkryć z nim nowy porządek. ,,Altero-logice” w psychiatrii Innego odpowiada ,,logika odpowiedzi” [22], w której należy znaleźć odpowiedzi odpowiadająceInnemu, ale nie rozpraszające jego obcości: ,,nie chodzi już bowiem o dostosowanie pacjenta do warunków życia, jakie panują, lecz o zmianę warunków życia pacjenta, jakim jest, w taki sposób, aby były one dla niego znośne, o wynalezienie odpowiedniego dla niego kontekstu” [27].
Tu właśnie pojawia się ‘trzecia strona’. Widok się rozszerza, pojawiają się nowe pola spotkania, nowe możliwości. Jako cel spotkania, może nawet można powiedzieć:jako jego utopia, pojawia się na horyzoncie relacja ,,obywateli i szaleńców”, w którym nie tylko ,,obłęd jest ludzki”, ale w którym ,,szaleniec” opuszcza status przedmiotu, pacjenta, który tylko doświadcza, podlega oddziaływaniom,, i staje się równoprawnym współobywatelem. Lekarz (albo ‘psychiatryczny pomocnik’)) staje się ,,biernym” towarzyszem, słuchaczem, przewodnikiem, który nie zna drogi, ale który musi również ingerować, aby przewlekle chory wyruszył w drogę i nie pozostał w izolacji, który poprzez swoje towarzyszenie, relację, ingerencję, opiekę i odpowiedzialność [stwarza] warunki, aby ten ktoś odnalazł swoją drogę” [23].
Brakuje nam chyba odpowiedniego słowa na określenie rodzaju takiej relacji. Jest ono ‘rodzinne’ lub ‘przyjacielskie’. Słowami Dörnera: ,,Mogę więc powiedzieć na przykład: jestem tymczasowym substytutem czasowo nieobecnych członków rodziny, […] w którym krytyczny dystans z jednej strony oraz bliskość i współczucie z drugiej równoważą się, przy czym profesjonalizm i miłość również stają się do pogodzenia […], ponieważ w mojej relacji z przewlekle chorym musi być coś takiego jak miłość, tak że z drugiej strony jestem wiarygodny również w brutalnej surowości. […] W każdym razie stopień bliskości przyznawany zwykle profesjonalizmowi nie jest wystarczający, ponieważ wtedy pozostawiłbym [przewlekle chorego] […] samego w jego izolacji w egzystencjalnych kwestiach zarządzania życiem. […] Elementy podporządkowania, szantażu, nawet użycie przemocy znajdują – być może – przebaczenie i moralną żywotność w czymś takim jak miłość” [23].
Etyka psychiatrii przewlekłej chorych domaga się miłości. Wydaje nam się to teraz nie tylko możliwe, ale wręcz niezbędne w pracy psychiatrycznej. Ta miłość nie przyspiesza spotkania, nie pragnie, nie dąży do zjednoczenia, nie idealizuje drugiego. Nie: ona tworzy ramy zażyłości i bezpieczeństwa w obecności strony trzeciej, wspiera odporność w relacji terapeutycznej, która zazwyczaj charakteryzuje się pasywnością, umożliwia poświęcenie się gospodarza dla gościa, co jest cechą wyróżniającą dobrego lekarza.
■
Friedrich Leidinger: dr med., specjalista psychiatrii, psychoterapii i geriatrii z Kolonii (emerytowany). Współtwórca i b. przewodniczący Polsko-Niemieckiego Towarzystwa Zdrowia Psychicznego. Członek zarządu Federalnego Stowarzyszenia Rodzin Osób Chorych Psychicznie (BApK e.V.) oraz członek zarządu Europejskiego Stowarzyszenia Rodzin Osób Chorych Psychicznie (EUFAMI).
Thomas Feld: pastor, teolog, pedagog socjalny. Dyrektor teologiczny (emerytowany) Diakonisches Werk Kościoła Ewangelicko-Luterańskiego w Oldenburgu. W latach 1989-2008 kapelan szpitalny w Westfalskiej Klinice Psychiatrii, Psychosomatyki i Neurologii w Gütersloh.
1 Johann Christian Reil (1759-1813) opublikował w 1803r. w Halle/Saale „Rhapsodieen über die Anwendung der psychischen Curmethode auf Geisteszerrüttungen“ (Rapsodie o stosowaniu metod kuracji na zaburzenia umysłu). On pierwszy w 1808 r. używał pojęcia psychiatria.
2 Trzeba dodać, że Antoni Kępiński w Krakowie w tym samym okresie sformułował bardzo podobne idee w swoich książkach. Stworzył podwaliny dla rozwoju psychiatrii środowiskowej.
3 „Pieczęć Siegburska” – niezwykle bolesny zabieg, praktykowany w prowincjalnym sanatorium (1825-1877) w Siegburgu (niedaleko Bonn), podczas którego w okrągły fragment skóry głowy przed ciemiączkiem wcierano silnie skoncentrowaną pastą zawierającą rtęć. Codzienne pocieranie powodowało nekrotyczne zapalenie, aż do zniszczenia zarówno skóry głowy, jak i leżącej pod nią kości czaszki, i odsłonięcia twardych opon mózgowych. Powstałą ranę opatrywano okładami.
Adres korespondencyjny:
Dr. med. Friedrich Leidinger; Bertha-von-Suttner-Str. 20; D-50354 Hürth.
E-Mail: friedrich@leidinger-huerth.de
E-Mail: thomas.feld@diakonie-ol.de
Polska wersja artykułu Rhapsodien über Liebe, Begegnung und Gegnerschaft in der Psychiatrie, Psychiatr Prax 2023; 50(S 01): S27-S32, DOI: 10.1055/a-2055-8913, w autorskim przekładzie.
Licencja na publikację w Kwartalniku ,,Psychiatra” została opłacona przez Niemiecko-Polskie Towarzystwo Zdrowia Psychicznego eV.
Dziękujemy w imieniu Redakcji i Czytelników!
Piśmiennictwo:
[1] Spazier D. Der Tod des Psychiaters: Die gefährliche Zähmung des Irrationalen – Gedankenspiel zu einem Kriminalfall. Frankfurt am Main: Syndikat; 1982
[2] Deutscher Bundestag. Bericht über die Lage der Psychiatrie in der Bundesrepublik Deutschland (25.11.1975). Im Internet: https://dserver.bundestag.de/btd/07/042/0704200.pdf; Stand: 21.02.2023
[3] Hibbeler B. Zwischen Samaritertum und Ökonomie: Was ist ein „guter Arzt“?. Deutsches Ärzteblatt 2011; 51–52: A2758–A2762.
[4] Leidinger F. Brave New Psychiatry? Oder: Wohin führt die Künstliche Intelligenz die Psychiatrie? Psychiatrische Praxis 2021; 48: S11-S15. DOI: 10.1055/a-1369-0063
[5] Dörner K. Bürger und Irre. Zur Sozialgeschichte und Wissenschaftssoziologie der Psychiatrie. Frankfurt am Main: Fischer Taschenbuch Verlag; 1975
[6] Gonther U, Schlimme JE. Friedrich Hölderlin. Das Klischee vom umnachteten Genie im Turm. Köln: Psychiatrie-Verlag; 2020
[7] Kisker KJ. Dialogik der Verrücktheit. Ein Versuch an den Grenzen der Anthropologie. Den Haag: Springer Netherland; 1970
[8] Orth L, Dutschewska-Kothes Y, Klenk W, Roelke V, Wolf-Braun B. Pass op, sonst küss de bei de Pelman. Das Irrenwesen im Rheinland des 19. Jahrhunderts. Bonn: Verlag Grenzenlos; 1994
[9] Luhmann N: Der medizinische Code. In: Ders.: Soziologische Aufklärung 5. Opladen: Westdeutscher Verlag; 1990: 183-195
[10] Leidinger F. Das Schicksal der polnischen Psychiatrie unter deutscher Besatzung im Zweiten Weltkrieg. Psychiatrische Praxis 2014; 41: S69-S75. DOI: 10.1055/s-0034-1370066
[11] Schneider F. Psychiatrie im Nationalsozialismus. Erinnerung und Verantwortung (23.11.2010). Im Internet: https://www.dgppn.de/schwerpunkte/psychiatrie-im-nationalsozialismus/rede-schneider.html; Stand: 26.08.2020
[12] Stumme W. Psychische Erkrankungen im Urteil der Bevölkerung. Eine Kritik der Vorurteilsforschung. München: Urban und Fischer; 1982
[13] Sartorius N. Iatrogenic stigma of mental illness. BMJ. 2002 Jun 22; 324(7352): 1470–1471
[14] Foucault M. Folie et Déraison. Histoire de la folie à l’âge classique. Paris: Plom; 1961
[15] Loch W. Der Begriff der Begegnung in der Pädagogik des 20. Jahrhunderts. In: Gerner B, Hrsg. Begegnung. Ein Anthropologisch-Pädagogisches Grundereignis. Darmstadt: Wissenschaftliche Buchgesellschaft; 1969: 196-294 (Auszugsweise gibt der Aufsatz seine Dissertation an der Universität Tübingen von 1958 – Pädagogische Untersuchungen zum Begriff der Begegnung – wieder)
[16] Häfner H. Die Inquisition der psychisch Kranken geht ihrem Ende entgegen. Die Geschichte der Psychiatrie-Enquete und Psychiatriereform in Deutschland. In: Kersting F-W, Hrsg. Psychiatriereform als Gesellschaftsreform: Die Hypothek des Nationalsozialismus und der Aufbruch der sechziger Jahre. Band 46. Paderborn: Verlag Ferdinand Schöningh; 2003: 113-140
[17] Dörner K, Plog U. Irren ist menschlich. Lehrbuch der Psychiatrie und Psychotherapie. Bonn: Psychiatrieverlag; 1996: 475f
[18] von Baeyer W. Der Begriff der Begegnung in der Psychiatrie. Der Nervenarzt 1955; 26: 369-376
[19] Dörner K. Diagnostik in der Gruppe. Fragmente zu einer Begegnungspsychopathologie. In: Wollschlager M, Bührig M, Ziegler-Heidbreder G, Netz P, Richter A, Feld T, Hrsg. Klaus Dörner Kieselsteine. Ausgewählte Schriften. Gütersloh: Jakob van Hoddis im Förderkreis Wohnen-Arbeit-Freizeit; 1996: 176-183
[20] Dörner K, Plog U. Irren ist menschlich. Lehrbuch für Psychiatrie und Psychotherapie. Wunstorf: Psychiatrieverlag; 1978
[21] Waldenfels B. Grenzen der Normalisierung. Studien zur Phänomenologie des Fremden 2. Frankfurt am Main: Suhrkamp; 1998
[22] Dörner K. Chronisch-Kranken-Psychiatrie: die Psychiatrie vom Kopf auf die Füße stellen. In: Dörner K, Hrsg. Ende der Veranstaltung, Anfänge der Chronisch-Kranken-Psychiatrie. Neumünster: Paranus Verlag; 2001: 21-26
[23] Dörner K. Der gute Arzt. Lehrbuch der ärztlichen Grundhaltung. Stuttgart: Schattauer; 2001
[24] Winkler WT. Übertragung und Psychose. Stuttgart: Hans Huber; 1971
[25] Dörner K. Interpretation W. Th. Winkler’s [sic!] „Übertragung und Psychose“ im Licht heutiger Wissenschaftstheorie – Ich-Du und Kontext in der psychiatrischen Begegnung – (1987). In: Wollschlager M, Bührig M, Ziegler-Heidbreder G, Netz P, Richter A, Feld T, Hrsg. Klaus Dörner Kieselsteine. Ausgewählte Schriften. Gütersloh: Jakob van Hoddis im Förderkreis Wohnen-Arbeit-Freizeit; 1996: 226-236 (insbesondere S. 231)
[25] Dörner K. Dein Sprechen – mein Antworten. In: Dörner K, Hrsg. Ende der Veranstaltung, Anfänge der Chronisch-Kranken-Psychiatrie. Neumünster: Paranus Verlag; 2001: 112-116
[26] Dörner K. Äußere De-Institutionalisierung oder Kontextänderung. In: Dörner K, Hrsg. Ende der Veranstaltung, Anfänge der Chronisch-Kranken-Psychiatrie. Neumünster: Paranus Verlag; 2001: 159-168
Kwartalnik Psychiatra 45 (2/2024)
Zdjęcia w serwisie: awww.123rf.com, archiwa autorów i redakcji