Świąteczne refleksje prezesa…

Date:

Share post:

Dominika Dudek

Zbliżają się Święta. Warto spędzić ten czas na refleksji, wyciszeniu, ciepłym myśleniu o bliskich osobach. W każdym z nas drzemią dziecięce tęsknoty za tak zwaną magią świąt. Mamy w sobie takie naiwne wyobrażenia, jak te święta powinny wyglądać i czego nie może podczas nich zabraknąć: rodziny, miłości, ciepła, światełek na choince, szopki, kolęd. Każdy z nas czeka na ten czas, który symbolizuje miłość. I to wszystko jest piękne…

Z drugiej strony, niestety, święta stały się czasem hipokryzji. Bo, po pierwsze, dochodzi do bolesnego zderzenia między tymi dziecięcymi tęsknotami za bliskością, pojednaniem, wybaczeniem, a brzydką prawdą o nas. Śpiewamy kolędy o tym, że „moc truchleje”, a jednocześnie krzywdzimy bliskich, nie potrafimy wybaczać. Dotyczy to również, a może szczególnie, ludzi z pierwszych stron gazet, którzy bardzo chętnie pokazują się w mediach w kontekście świąt i uroczystości kościelnych. A jednocześnie są w stanie w imię własnych interesów i niskich pobudek, takich jak chęć zemsty, niszczyć życie innym. Jesteśmy świadkami wyzwolenia jakichś demonów nienawiści, wzajemnej nietolerancji, ksenofobii. Polacy są podzieleni: to już nie jest jeden naród, to są dwa zupełnie inne narody, patrzące na siebie wrogo. I bardzo często bywa, że w jednej rodzinie spotykają się przy wigilijnym stole przedstawiciele tych dwóch zwaśnionych narodów. To jest jeden przykład hipokryzji.

Kolejny przykład to ta straszna komercjalizacja świąt. Dekoracje świąteczne i kolędy zaczynają się pojawiać mniej więcej już w okolicach Święta Zmarłych. Przecież nie dlatego, żeby pobudzić ludzi do refleksji, żeby ich wyciszyć, ale po to by więcej kupowali. Bo ten „świąteczny nastrój” przecież jako pierwszy przybywa do galerii handlowych. Oczywiście, zwyczaj obdarowywania się jest piękny. Ale te prezenty powinny być wyrazem miłości, a nie postawy: zastaw się, a postaw się. Kupujemy te prezenty, byle więcej, byle droższe, byle dzieci mogły pochwalić się w szkole, któremu aniołek przyniósł pod choinkę droższy podarunek.

Dla większości naszych pacjentów okres świąteczny to najtrudniejszy czas w roku. Wszak są to ludzie, którzy przeżywają kryzysy wynikające z żałoby, z samotności, z chaosu i niepoukładania życia, często borykają się z samotnością. A Święta dodatkowo tę samotność obnażają przez kontrast, przez presję, że ma być ciepło, sielankowo, rodzinnie, że wszyscy mają być razem. Ci ludzie są bombardowani przez reklamy telewizyjne, gdzie wszystko jest idealnie. A tak wielu, albo w ogóle nie ma z kim usiąść do wigilijnego stołu, albo są gdzieś z litości zapraszani do jakichś znajomych czy dalszej rodziny, co jest tylko namiastką bliskości, bo oni wcale nie czują się tam na miejscu. Są też tacy, którzy siadają do wigilijnego stołu z bliską – jeśli mowa o bliskości więzów krwi – rodziną, ale daleką emocjonalnie. Z rodziną skłóconą, nielubiącą się, której członkowie wzajemnie nie potrafią się zrozumieć ani ze sobą rozmawiać. Ile w naszym kraju jest na przykład rodzin, gdzie występuje problem uzależnienia od alkoholu. W ilu domach króluje strach, że mąż czy ojciec po raz kolejny upije się „pod Dzieciątko Jezus”, zdemoluje dom i zrobi awanturę. Mamy pacjentów, którzy boją się świąt, bo przeżywają żałobę, z którą nie mogą sobie poradzić: których dzieci zginęły w tragicznym wypadku, których wnuk został zamordowany, których nastoletnia córka popełniła samobójstwo. Dla tych osób święta naprawdę są potwornie trudne, bo rozdrapują rany. Święta oznaczają dla nich przeżywanie tej traumy od nowa. W sielankowych świątecznych reklamach nie ma miejsca na takie obrazki.

Kolejny problem to presja: wszystko musi być posprzątane, przygotowane, udekorowane, ugotowane, ze wszystkim trzeba zdążyć. Święta tuż-tuż, a jeszcze trzeba wysprzątać dom i kupić prezenty. A na te prezenty, kolejna kwestia, trzeba mieć pieniądze zżerane przez inflację. Ludzie zadłużają się, żeby urządzić święta – bo tak należy. No i wiecznie brakuje czasu: a tu jeszcze firanka niewyprana, okno nieumyte, uszka nieulepione. Tak, jakby to było najważniejsze. A potem przychodzą te święta, pierwszy dzień, drugi dzień, mijają jak każde dni, codziennie. I co z tego zostaje? Resztki jedzenia w półmisku.

Święta uwypuklają i uświadamiają te wszystkie problemy, z którymi człowiek się boryka, ale z którymi jest w stanie żyć w codziennej rutynie. Ktoś nie rozmawia z matką, z ojcem, z żoną, z siostrą – ale życie jakoś się toczy; codziennie trzeba wstać, iść do pracy, załatwić różne sprawy, więc się o tym nie myśli. Ale przychodzą święta i zaczynają się różne przemyślenia i różne emocje związane z poczuciem krzywdy lub poczuciem winy. Trochę tak, jak zadziało się podczas pandemicznego lockdownu – ludzie, którzy jakoś tam żyli ze sobą rozmijając się i angażując we własne sprawy, zamknięci razem w czterech ścianach uświadamiali sobie, że tak naprawdę są sobie obcy, nie wytrzymywali ze sobą, co skutkowało wzrostem przemocy domowej i boomem rozwodów.

Święta dla każdej osoby powinny być takim momentem refleksji, wyciszenia się, być może – zastanowienia nad sobą, życiem. Powinny być czasem, kiedy myślimy o innych ludziach. Przed świętami starajmy się dzwonić do osób, które potrzebują naszych ciepłych myśli – nawet do takich, z którymi kontaktujemy się raz w roku. Starajmy się pomyśleć o naszych pacjentach ze zrozumieniem dla ich trudności. Starajmy się mieć w sercach to tradycyjne miejsce dla zbłąkanego wędrowca (tak, tu sprawdziliśmy się – wielu z nas gości osoby z Ukrainy, to jest wspaniałe i piękne, chociaż z drugiej strony, przy granicy białoruskiej wciąż w lasach zamarzają ludzie, którzy też uciekają przed wojną). Pamiętajmy o cierpiącej Ukrainie – o milionach ludzi żyjących w strachu, uciekających do schronów, pozbawionych elektryczności, wody, ogrzewania, pamiętajmy o ludziach pozbawianych domów i poczucia bezpieczeństwa. Święta czekające Ukraińców oddaje piękna „Kolęda Warszawska” Zbigniewa Preisnera:

„O Matko odłóż dzień narodzenia
Na inny czas
Niechaj nie widzą oczy stworzenia
Jak gnębią nas

Niechaj się rodzi Syn Najmilejszy
Śród innych gwiazd
Ale nie tutaj nie w najsmutniejszym
Ze wszystkich miast

Bo w naszym mieście które pamiętasz
Z dalekich dni
Krzyże wyrosły krzyże i cmentarz
Świeży od krwi
Bo nasze dzieci pod szrapnelami
Padły bez tchu

O Święta Mario módl się za nami
Lecz nie chodź tu

A jeśli chcesz już narodzić w cieniu
Wojennych zgliszcz
To lepiej zaraz po narodzeniu
Rzuć go na krzyż”

Tak bardzo potrzebna jest im nasza pomoc – ta materialna i niematerialna. Polskie Towarzystwo Psychiatryczne stara się taką pomoc organizować, wciąż prowadzimy zbiórkę pieniędzy, jesteśmy w stałym kontakcie z ukraińskimi psychiatrami. I może to jest to coś optymistycznego przed Świętami – zdajemy egzamin z naszej wrażliwości, miłości, z naszego człowieczeństwa. I mimo wszystko jednak zdajemy.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

CZYTAJ RÓWNIEŻ

OSTATNIO DODANE

Pejzaże (Anna Netrebko i Reszta Świata)

Bogusław Habrat Ostatni felieton na tyle poruszył Naczelnego, że wysyłając mnie na festiwal o pretensjonalnej nazwie „Pejzaże” nie tylko...

Cel i logika leczenia psychiatrycznego

Łukasz Święcicki Przyznaję się bez bicia. Znowu sięgnąłem do Clausewitza (proszę zauważyć, że te dwa zdania się rymują, jeśli...

Co nas kształci, a co kształtuje?

Agata Todzia-Kornaś Kiedy podejmowałam decyzję o rezydenturze, psychiatria nie była tak popularnym kierunkiem jak teraz. Mogę nawet powiedzieć, że...

O samotności i osamotnieniu. Dlaczego samotność jest czasami potrzebna?

Luiza Kula | Asystentka Zdrowienia w CZP w Myślenicach, Członek Akademii Liderów Cogito W dobie nadmiernej ilości kontaktów samotność jest...