Jacek Bomba
Na dawnej granicy miasta na Podgórzu stoi kapliczka zwieńczona barokową figurą Boga Ojca. Pod nią zbierali się dawnymi laty chłopcy z tej części Podgórza. Sami chłopcy w tym okresie dorastania, w której tożsamość buduje się przez kumpelstwo – „my”, i rywalizację z inną grupą chłopców – „nie my”. Chłopcy „spod Boga Ojca” zajmowali się mocowaniem z tymi „nie my” na długość wiązanek złożonych z wyrazów obecnie nazywanych wulgaryzmami. Obowiązywała zasada niepowtarzania tych samych słów. Doktor Zdzisław Pajor, który wychował się pod Bogiem Ojcem, zachował umiejętność takiego przeklinania, ale i umiejętność dobierania słów w dorosłym życiu. Można postawić hipotezę, że to nie tyle posługiwanie się wulgaryzmami, ile ich ubóstwo i powtarzanie tych samych, niekorzystnie kształtują późniejsze posługiwanie się mową dla wyrażania myśli.
Dr Pajor początkowo był pediatrą, zajmował się też eksperymentalną genetyką. Kiedy w połowie lat sześćdziesiątych powstał oddział psychiatrii dziecięcej, wszedł w skład jego zespołu. Kiedy powstała Klinika Psychiatrii Młodzieżowej – przeniósł się do niej. Może dlatego, że uczył psychiatrii w szkole pielęgniarskiej, która miała status szkoły średniej? Z trzech ról lekarza: klinicysty, dydaktyka i badacza, zdecydowanie najlepiej czuł się w dwóch pierwszych. Chociaż obronił rozprawę doktorską z nauk podstawowych! Jako klinicysta praktykował tezę o większym znaczeniu trafnej oceny stanu niż diagnozy nozologicznej dla planowania i wprowadzania interwencji terapeutycznej. W klinice i w szkole dbał o sympatię i szacunek wobec pacjentów i uczniów. Tu ujawnia się ułomność języka – leczył przecież dziewczęta i chłopców, a w szkole miażdżącą przewagę miały dziewczęta. Wiele jego uczennic odegrało ważne role w psychiatrii. Kiedy w krakowskiej Akademii Medycznej powstawał Wydział Pielęgniarstwa, podjął się kierowania Zakładem Psychiatrii tego wydziału.
Dr Pajor nie zajmował się gotowaniem. Dom, łącznie z kuchnią prowadziła jego żona. Przez trzy dni w roku, poprzedzające niedzielę wielkanocną, „suszył”. Nie palił papierosów i nic nie jadł. Nikt w środowisku Katedry nie pościł tak surowo, chociaż wiele osób przywiązanych było do tradycji postu. Jadało się pieczone ziemniaki z kiszoną kapustą. Proste i smaczne, chociaż postne.
PIECZONE ZIEMNIAKI
3 szt./osobę | ziemniaki |
½ łyżki | mąki |
½ łyżeczki | soli |
½ łyżeczki | kminku |
Obrane ziemniaki przekroić wzdłuż na połówki. Płaską powierzchnię naciąć na krzyż. Posolić. Obtoczyć ziemniaki w mące. Wysypać na blachę do pieczenia. Posypać kminkiem. Piec w piekarniku 20 minut w temperaturze 150O C.
Podawać z kapustą kiszoną, prosto z beczki.
■
Zdjęcie: www.123rf.com