Jacek Bomba
Powiedzmy jasno, że nie jest pewne, czy Krzysztof Gierowski wypiekał kugiel. Jest raczej pewne, że w swoim bogatym życiu zawodowym, a i osobistym, musiał się z nim zetknąć. Zwłaszcza ze względu na jagiellońską proweniencję rodzinną i edukacyjną. Krzysztof używał drugiego imienia, aby nie mylić go z ojcem Józefem Gierowskim, rektorem Uniwersytetu Jagiellońskiego. Stryj zaś, Stefan, to sławny malarz abstrakcjonista.
Krzysztof jest z wykształcenia prawnikiem i psychologiem. W Katedrze Psychiatrii kierowanej przez Adama Szymusika został członkiem zespołu, który zajmował się psychiatrią sądową. Blisko współpracował z Romanem Leśniakiem, Zdzisławem Janem Rynem, Januszem Heitzmanem, Krzysztofem Rutkowskim. Nie może więc dziwić, że podobnie jak oni (z wyjątkiem Romana Leśniaka, który nie zdążył był) został w końcu profesorem nauk medycznych. Jako jedyny w Polsce (a może i na świecie) psycholog i jedyny prawnik, nie będąc lekarzem został kierownikiem uniwersyteckiej katedry psychiatrii. Kierował nią dzielnie i efektywnie przez całe pięć lat (2011-2016).
Jego mentorką w psychologii klinicznej była profesor Maria Susułowska. Nie przejął jednak jej upodobania dla kulinariów. Można natomiast prześledzić zbieżność w upodobaniach konsumpcyjnych z jego nauczycielem psychiatrii sądowej i sztuki orzekania – Adamem Szymusikiem. W orzecznictwie i opiniowaniu sądowo-psychologicznym dokonał chyba najwięcej. Miał bez wątpienia udział w emancypacji opiniodawczej psychologów. Kontynuował dociekania Karola Spetta nad teoretycznymi podstawami orzekania o znacznym ograniczeniu poczytalności sprawców. Prowadził je wspólnie z innymi badaczami europejskimi i to przed przystąpieniem Rzeczpospolitej do Unii Europejskiej!
Trzeba także pamiętać o wkładzie profesora Gierowskiego w nauczanie studentów medycyny psychologii lekarskiej. Zajął się tym po ustąpieniu z kierowania Zakładem Psychiatrii Społecznej, który prowadził podczas misji dyplomatycznej profesora Ryna w Chile i Boliwii.
Nie wiem, czemu takie bogate (i wydawałoby się nadmiernie zróżnicowane) życie kojarzy mi się z kuglem. Może dlatego, że potrawa wymaga wysiłku? A może dlatego, że może być bardzo odmienna dzięki dodatkom?
Kugiel
1 kg | ziemniaków |
2 szt. | cebule |
2 płaskie łyżki | mąki pszennej |
3 łyżki | tłuszczu |
Około ½ szklanki | mleka |
Do smaku | sól i pieprz |
Ziemniaki, najlepiej stare, obrać i utrzeć na drobnej tarce, odcedzić na sicie. Do masy ziemniaczanej dodać tyle mleka, ile odcedziło się soku, jajka i uduszoną na tłuszczu cebulę. Posolić, popieprzyć i dokładnie wymieszać.
Wybór tłuszczu zależy od upodobań i przekonań religijnych oraz higienicznych. Może to być olej dla wegetarian i zwolenników tłuszczów nienasyconych. Może to być stopiona słonina ze skwarkami, albo wytopiony boczek, albo gęsi smalec, też ze skwarkami, albo bez.
Formę na babkę (ale niekoniecznie, może to być płaska forma o głębokości 10 cm) wysmarować tłuszczem szczodrze, wlać masę ziemniaczaną i piec w temperaturze 1700 C przez pół godziny. Jeść na ciepło z kwaśną śmietaną, albo grzybami w śmietanie, albo duszoną wieprzowiną (żeberka!), albo duszoną wołowiną. A w ogóle z czym kto lubi. Wersję wegetariańską można nawet z bitą śmietaną, ale bez wanilii, a lekko osłodzoną i popieprzoną.
■