Nieznośna lekkość powrotu do normalności

Date:

Share post:

Anna Szczegielniak

Kliknąć czy nie kliknąć? Oto jest pytanie! Nie wiedziałam właściwie, w jaki sposób znalazłam się w tej patowej sytuacji. Wszystko zaczęło się niewinnie, od wspomnień na temat starych, dobrych, przedCOVIDowych czasów w znajomym gronie. Od słowa do gestu jakoś dałam się ponieść nieoczekiwanej fantazji.

Oskar Wilde mówił, że zawsze należy przebaczać swoim wrogom, bo nic ich tak nie zdenerwuje. Przebaczyłam więc swoim nędznym żądzom i podszeptom moich przyjaciół, które ostatecznie doprowadziły mnie do tej dramatycznej sytuacji. W gruncie rzeczy wiedziałam, że nie mogę się wycofać, zbyt wiele osób mnie obserwowało. Wątpliwości robiły się coraz bardziej oczywiste, presja rosła w tempie wykładniczym. Czułam, jak spociły mi się ręce – wystarczy jeden nieostrożny ruch i palec wskazujący podejmie za mnie decyzję sam, klikając. Ale czy na pewno dobrze wszystko zaznaczyłam? Przezorny zawsze ubezpieczony, może mimo wszystko odświeżę stronę raz jeszcze i przejdę całą procedurę od nowa, w końcu nie byłam skupiona tak zupełnie na 100% przez cały czas. Nie oszukujmy się, minęło sporo czasu odkąd po raz ostatni to robiłam, a i tak słynęłam z tego, że jak już coś ma się zawiesić i odmówić posłuszeństwo, to będzie to mój komputer w trakcie tego typu aktywności.

W oczekiwaniu na techniczne niedogodności, które ciągle – jak na złość! – się nie pojawiały, cała zdrętwiałam. Uświadomiłam sobie, że nie odkaziłam myszki po ostatnich zajęciach ze studentami. Niby nie musiałam, nikt ode mnie tego nie wymagał, ruszałam się co najwyżej wokół katedry na sali wykładowej, a i studenci zachowywali rozsądny dystans śpiąc w ostatnich rzędach lub przeglądając Tindera. Trudno się jednak pozbyć przyzwyczajeń, które jeszcze kilka miesięcy temu powodowały, że po dobie na dyżurze wracałam ze skórą rąk jakbym cierpiała na jej atopowe zapalenie. Od marca 2020 r. w bagażniku auta wożę spakowaną walizkę – tak na wszelki wypadek, gdybym musiała zostać w pracy na dłużej z powodu nowego ogniska zakażenia i braku personelu. Tymczasem od jakiegoś czasu środki do dezynfekcji, gdziekolwiek bym nie wchodziła, stoją smutno zakurzone w kącie i nikt już nie zwraca na nie większej uwagi. Klamki nadal dotykane są z odrobiną niedowierzania, ale coraz więcej jest wśród nas tych odważnych. W kinie co prawda zapytano mnie o to, czy byłam szczepiona, ale odpowiedzi udzielać nie musiałam, a w ciemnej zatłoczonej sali wszyscy zachowywali się tak, jakbyśmy się cofnęli w czasie o jakieś 4 lata zdejmując maseczki na początku seansu i delektując się dramatycznie drogim popcornem. Na siłowni o odkażaniu czegokolwiek też już żaden użytkownik nie pamięta, a w kolejce do kasy na dworcach wróciliśmy do naszego ulubionego sposobu spędzania czasu, czyli chuchania sobie w karki i czytania zza ramienia pisanych przez naszych sąsiadów wiadomości.

Nie każdy jednak czuje się tak komfortowo w tych zupełnie nowych, nieco niejasnych warunkach „półochronnych”. Wiadomości w mediach skupiają się na negatywach, donosząc o wzroście nowych zakażeń związanych z kolejnymi wariantami COVID-19, raportowanej odporności na działanie szczepionki czy narastających ograniczeniach związanych z funkcjonowaniem systemu ochrony zdrowia, a jednocześnie nie informują, co jest bezpieczne, a co nie. Jak należy mówić o powrocie do normalności, kiedy nie jesteśmy pewni co jest tą normalnością i co może nam ją zapewnić? W jaki sposób zrównoważyć konieczną nadal ostrożność ze wspomnieniami życia, podczas którego kupienie biletu na koncert nie kojarzyło się z koniecznością zorganizowania dodatkowej polisy ubezpieczeniowej na życie. Większość moich znajomych nadal wykonuje pracę w sposób zdalny, część z nich wcale nie śpieszy się do swoich biurek w ogromnych otwartych przestrzeniach zagranicznych korporacji. Rozumiem ich doskonale. Odkąd znów mogłam wyjść do restauracji w pełni legalnie, zaczęłam się regularnie spotykać z przyjaciółmi towarzysko (a nie przekazując maseczki z filtrem i dowożąc jedzenie pod próg biedakom w izolacji), podróżować po kraju, świętować urodziny, rocznice i wesela, czuje się dziwnie. Zdarza mi się zrobić krok w tył, gdy z kimś rozmawiam. Zdarza mi się podskoczyć, gdy słyszę niedaleko mnie sympatyczny kaszelek. Zdarza mi się zastanawiać, czy nie lepiej było jednak zostać w domu zamiast widzieć się z bliskimi, a potem martwic się pół nocy, czy przypadkiem nie byłam dla nich zagrożeniem. Ciężko jest zapomnieć trudne obrazy pustych ulic i kolejek karetek pod szpitalem. Z rozmyślań wyrwał mnie radosny szczebiot koleżanki – opisywała wszystkim ze szczegółami plany na nasz wspólny wypad do słonecznej Italii. Sesja wygasła, napięcie opadło, będę musiała zarezerwować bilet lotniczy raz jeszcze. Jednak nie kliknęłam. Na szczęście zbliża się kolejna fala i pewnie znów założymy maseczki w przestrzeni publicznej. Wracamy do normalności.

CZYTAJ RÓWNIEŻ

OSTATNIO DODANE

Pejzaże (Anna Netrebko i Reszta Świata)

Bogusław Habrat Ostatni felieton na tyle poruszył Naczelnego, że wysyłając mnie na festiwal o pretensjonalnej nazwie „Pejzaże” nie tylko...

Cel i logika leczenia psychiatrycznego

Łukasz Święcicki Przyznaję się bez bicia. Znowu sięgnąłem do Clausewitza (proszę zauważyć, że te dwa zdania się rymują, jeśli...

Co nas kształci, a co kształtuje?

Agata Todzia-Kornaś Kiedy podejmowałam decyzję o rezydenturze, psychiatria nie była tak popularnym kierunkiem jak teraz. Mogę nawet powiedzieć, że...

O samotności i osamotnieniu. Dlaczego samotność jest czasami potrzebna?

Luiza Kula | Asystentka Zdrowienia w CZP w Myślenicach, Członek Akademii Liderów Cogito W dobie nadmiernej ilości kontaktów samotność jest...