Bezpieczeństwo od środka

Date:

Share post:

Jadwiga Myrtiluk

Bezpieczeństwo, a właściwie jego brak, to zagadnienie, które od kilku dni zaprząta mój umysł. Ma to związek z bieżącymi wydarzeniami, ale także z przeżyciami, które budują mój codzienny świat. Nie chcę przedstawiać mojej osobistej opinii na temat miejsca i praw kobiet w Polsce, gdyż moje zdanie często pokrywa się z wypowiedziami innych, zdecydowanie bardziej znaczących osób. Natomiast perspektywa, z której patrzę na rzeczywistość jest nie tylko perspektywą kobiety, ale także kobiety chorującej na schizofrenię. Wydaje mi się, że to stwarza drugie dno dla wielu rozgrywających się obecnie sytuacji i mojej wobec nich postawy.

Trudno wyobrazić sobie niebezpieczeństwo własnego umysłu, dopóki się go nie doświadczy. Oczywiście, można przeczytać wiele historii, diagnoz, często szokujących faktów i na tej podstawie budować sobie obraz zaburzonego umysłu i chorób psychicznych w ogóle. Nie wiem do końca, jak to się ma do rzeczywistości. Uważam jednak, że choroba psychiczna burzy najszerzej pojmowane poczucie bezpieczeństwa. W sytuacji, gdy na zewnątrz, czyli w naszym otoczeniu, dzieje się coś, co nas niepokoi, przeraża, wzbudza lęk, możemy spróbować się „uwewnętrznić” – zadbać o swoją psychikę. A co, jeśli ona także nie jest bezpiecznym miejscem? Co zrobić, gdy zawodzi nas świat, bo przestajemy postrzegać go tak, jak do tej pory i nie mamy schronienia wewnątrz, bo tam trwa jeszcze większa burza? Jak zachować się czy w ogóle żyć w momencie, gdy nie możemy liczyć na swój umysł? Gdy znane miejsca, osoby, zapachy, a nawet upływ czasu stają się zdeformowane lub kompletnie obce, a mózg nie pozwala tego zmienić czy poprawnie interpretować? Gdzie się „schować”? Jak sobie poradzić w chwili ogromnego zwątpienia we wszystkie płaszczyzny życia?

Poczucie bezpieczeństwa w moim przypadku uregulowały leki, ale także hospitalizacja. Nie chcę w tym miejscu opowiadać o niej samej, ale o zamknięciu i wyciszeniu, które były oznaką ratunku. Wcześniej nie wyobrażałam sobie siebie w szpitalu, było to poza moimi możliwościami. Już kilka dni pobytu dało mi jednak poczucie, że to był krok, bez którego już nigdy nie odzyskałabym poczucia sprawczości, kontroli i właśnie bezpieczeństwa. Sama świadomość tego, że jestem leczona, że znajduję się w miejscu, które do tego służy, mimo trudności w adaptacji przyniosła mi wiele korzyści i jak sądzę, przyspieszyła leczenie i powrót do domu. Wspomniana przez mnie sprawczość jest wysoko przeze mnie cenioną wartością, czasem niezbędną w moim życiu. W schizofrenii to choroba ją przejmuje. W mojej historii jest kilka znaczących punktów. Moment, w którym mogłam stwierdzić, że zaakceptowałam swoją przypadłość przybliżył mnie do osiągnięcia stanu bezpieczeństwa.

Dziś moja perspektywa ewoluuje. Częściej niż kiedyś zastanawiam się nad tym, jak sobie poradzę w przyszłości, w momentach granicznych (czytaj narodziny dziecka). Stawia mnie to w sytuacji, gdy przestaję być jedyną istotą, o którą mogę w pełni zadbać, i na którą mam wpływ. To bardzo interesujące przeżycie, które każe mi szukać bezpieczeństwa na nowo. Myślę, że to się nigdy nie skończy, i że nie ma w tym nic złego. Otrzymuję szansę na stworzenie dobrego miejsca dla kogoś jeszcze.

CZYTAJ RÓWNIEŻ

OSTATNIO DODANE

Pejzaże (Anna Netrebko i Reszta Świata)

Bogusław Habrat Ostatni felieton na tyle poruszył Naczelnego, że wysyłając mnie na festiwal o pretensjonalnej nazwie „Pejzaże” nie tylko...

Cel i logika leczenia psychiatrycznego

Łukasz Święcicki Przyznaję się bez bicia. Znowu sięgnąłem do Clausewitza (proszę zauważyć, że te dwa zdania się rymują, jeśli...

Co nas kształci, a co kształtuje?

Agata Todzia-Kornaś Kiedy podejmowałam decyzję o rezydenturze, psychiatria nie była tak popularnym kierunkiem jak teraz. Mogę nawet powiedzieć, że...

O samotności i osamotnieniu. Dlaczego samotność jest czasami potrzebna?

Luiza Kula | Asystentka Zdrowienia w CZP w Myślenicach, Członek Akademii Liderów Cogito W dobie nadmiernej ilości kontaktów samotność jest...