Lecter czy Judym?

Date:

Share post:

Michał Jarkiewicz

Czy lekarz podejmując trud szkolenia specjalizacyjnego z psychiatrii wie, kim staje się dla swoich bliskich, czy bierze pod uwagę jak jawi się ludziom spoza środowiska?

Rozmawiając ze znajomymi psychiatrami, rodziną, z przyjaciółmi i nade wszystko słuchając pacjentów wyrobiłem sobie zdanie, jaki jest stereotypowy wizerunek psychiatry w moim otoczeniu i poniżej pozwalam sobie uogólniać te spostrzeżenia. Psychiatra jest zawodem, o którym potrafią się wypowiedzieć wszyscy, bo każdy coś słyszał, bo każdy widział jakiś film, bo z przekazów, które do ludzi dotarły wyłania się jasny stereotypowy obraz psychiatry. Zatem specjalizując się w tej dziedzinie, konfrontacji z cudzymi przekonaniami o nas samych nie unikniemy.

Po pierwsze, psychiatra to dziwak, ekscentryk. Taka opinia może być pochodną przekonania, że tę specjalizację wybierają ludzie z „problemami”. O tym, że te ”problemy” są natury psychicznej świadczy powszechnie krążąca opinia o podobieństwie psychiatry do jego pacjentów, czyli „kto z kim przestaje, takim się staje”. Jest to bardzo trafnie przedstawione w poniższym dowcipie: „Główna zasada w psychiatryku: kto pierwszy założy fartuch ten psychiatra”.

O sile tych stereotypów mogą świadczyć opinie samych kolegów lekarzy o psychiatrach. Przecież ci ludzie widzieli psychiatrów nie tylko w amerykańskich filmach, ale też na studiach i potem na stażu i w końcu, jako konsultantów, a ich przekonania o tym zawodzie właściwie nie różnią się niczym od tych panujących w opinii publicznej, a czasami mogą być nawet bardziej lekceważące. Czasami to widać w enigmatycznym skierowaniu na konsultacje: „Brak kontaktu z pacjentem. Proszę o ocenę stanu psychicznego”, czasem w opinii wyrażonej o decyzji wyboru specjalizacji: „Szkoda było tych sześciu lat studiów na psychiatrię”.

Ale stawianie psychiatrów poza nawias medycyny skutkuje także przekonaniem, że w bardzo trudnych klinicznych przypadkach, kiedy medycyna nie daje już rady, ostatnią deską ratunku jest właśnie psychiatria z jej nieokreślonymi metodami. Bo psychiatra, umiejscowiony przez kolegów ze studiów gdzieś pomiędzy lekarzem i szamanem, ma bardzo cenne, ale trudne do określenia zdolności porozumiewania się z ludźmi.

Razem z psychiatrą dziwnym i może trochę nieudolnym, wyłania się tu także wizerunek psychiatry, który posiadł tajemną wiedzę o ludzkiej psychice. Czasami jest to pacjent, a czasami jakaś nowopoznana prywatnie osoba, która utwierdzona w tym stereotypie jest przekonana, że psychiatra z przypadkowych wypowiedzi potrafi wyciągnąć daleko idące wnioski o danej osobie, jej kompleksach i cechach charakteru. Ten tajemniczy człowiek wzbudza lęk, obawę, że swoją wiedzę o ludzkiej naturze potrafi wykorzystać nie tylko dla dobra drugiej osoby, ale także do tylko sobie znanych celów. Jednym słowem, że potrafi manipulować innymi dla własnej przyjemności i jest w tym dobry, ale i bezwzględny, jak Hannibal Lecter, który potrafił zmusić do połknięcia własnego języka.

Mimo, że ten opis jest niepełny, to ośmielę się stwierdzić, że można by z łatwością mnożyć stereotypowe opinie dewaluujące psychiatrów, natomiast doszukać się tych przyjaznych byłoby trudno. Wygląda na to, że bycie psychiatrą to nie tylko leczenie, profilaktyka, promocja zdrowia psychicznego. Immanentną częścią tego zawodu jest także walka ze stygmatyzacją osoby chorej psychicznie i stereotypem psychiatry i to właśnie po to, żeby móc realizować leczenie w jak najlepszy sposób.

Powszechnie wiadomo, że opieka medyczna jest niedofinansowana, a szczególnie w Polsce dziedziną o bardzo skromnych środkach jest psychiatria. Jednym z proponowanych wyjaśnień takiego stanu rzeczy jest specyfika pacjentów psychiatrycznych, którzy z racji objawów zaburzeń psychicznych nie zawsze potrafią walczyć o właściwą opiekę medyczną dla siebie. Nawet jeśli ktoś jest w stanie to zrobić, to zastanowi się trzy razy, zanim publicznie przyzna się do zaburzenia psychicznego. Sytuacja wygląda tak, że walkę o środki finansowe na leczenia dla pacjentów z zaburzeniami psychicznymi prowadzą głównie psychiatrzy. Jakby nie było są to ci sami, o których myśli się jako o ekscentrycznych nieudacznikach albo groźnych psychopatach, co wypada bardzo słabo jeśli muszą konkurować o ograniczone środki z kardiologami, chirurgami i onkologami dziecięcymi i innymi Judymami. Podsumowując sformułuję twierdzenie: pozytywna zmiana wizerunku psychiatry oznacza poprawę opieki psychiatrycznej. 

A dowód?
A Szanowny Czytelnik komu chętniej powierzyłby pieniądze Lecterowi czy Judymowi?

Kwartalnik Psychiatra 4 (1/2014)

CZYTAJ RÓWNIEŻ

OSTATNIO DODANE

Pejzaże (Anna Netrebko i Reszta Świata)

Bogusław Habrat Ostatni felieton na tyle poruszył Naczelnego, że wysyłając mnie na festiwal o pretensjonalnej nazwie „Pejzaże” nie tylko...

Cel i logika leczenia psychiatrycznego

Łukasz Święcicki Przyznaję się bez bicia. Znowu sięgnąłem do Clausewitza (proszę zauważyć, że te dwa zdania się rymują, jeśli...

Co nas kształci, a co kształtuje?

Agata Todzia-Kornaś Kiedy podejmowałam decyzję o rezydenturze, psychiatria nie była tak popularnym kierunkiem jak teraz. Mogę nawet powiedzieć, że...

O samotności i osamotnieniu. Dlaczego samotność jest czasami potrzebna?

Luiza Kula | Asystentka Zdrowienia w CZP w Myślenicach, Członek Akademii Liderów Cogito W dobie nadmiernej ilości kontaktów samotność jest...