PSYCHIATRIA NA STUDIACH
Jakub Andryańczyk
|Przewodniczący Studenckiego Koła Naukowego Psychiatrii WUM, Członek Zarządu Fundacji eFkropka
Kierunek lekarski należy do najdłuższych i najbardziej wymagających studiów. Wydawać by się mogło, że po 6 latach intensywnego studiowania, mnóstwie godzin wykładów, seminariów oraz zajęć praktycznych, absolwenci powinni być gruntownie przygotowani do pracy w zawodzie. Czy tak rzeczywiście jest?
Jako osoba szczególnie zainteresowana psychiatrią, chciałbym zwrócić uwagę głównie na zajęcia z tego przedmiotu. Możliwość uczestniczenia w nich była dla przyszłego psychiatry bardzo wartościowa i przydatna. Jednak patrząc na nie z perspektywy, chciałbym przedstawić konstruktywną, mam nadzieję, krytykę owych zajęć, której celem jest zachęcenie do refleksji oraz wprowadzania pozytywnych zmian, dla dobra pacjentów i nas wszystkich.
Zacznę od tego, że na zajęciach z psychiatrii mówi się głównie o objawach, jednostkach chorobowych i lekach. Trochę jakby psychiatria nie zajmowała się człowiekiem, a jedynie chorobami. Wszyscy studenci uczą się teorii „całej psychiatrii” – kryteriów rzadkich jednostek chorobowych z ICD-10, różnicowania rodzajów schizofrenii, teoretycznych informacji o lekach itd. Na zajęciach praktycznych głównie przeprowadza się pełny wywiad psychiatryczny z pacjentami oddziałów zamkniętych. Mam wrażenie, że nie jest to najlepszy sposób nauczania przyszłych lekarzy nie-psychiatrów, którzy stanowią pewnie ok. 95% studentów medycyny.
Brakuje nauczania elementów praktycznych z punktu widzenia pracy przyszłego lekarza dowolnej specjalności: co konkretnie robić, mając styczność z pacjentami z zaburzeniami psychicznymi. Jakie jednostki chorobowe i jak mam leczyć sam, a jakie odesłać do psychiatry? Jak z odpowiednim szacunkiem i wrażliwością postępować z osobami z zaburzeniami psychicznymi?
Niestety, będąc po zajęciach z psychiatrii nie dziwię się, że nie-psychiatrzy nie potrafią w praktyce samodzielnie leczyć lekkich depresji czy zaburzeń lękowych, oceniać orientacji psychicznej czy adekwatnie opiekować się osobami przewlekle leczonymi u psychiatry z innych powodów…
Kolejną kwestią jest fakt, że na zajęciach widzimy przede wszystkim pacjentów oddziałów zamkniętych, hospitalizowanych w zaostrzeniu, często nie zdając sobie sprawy, że osoby z diagnozą CHAD-u czy schizofrenii mogą w ogóle dobrze funkcjonować oraz aktywnie żyć i działać społecznie. Przekonali się o tym studenci medycyny na mojej uczelni dopiero biorąc udział w warsztatach antydyskryminacyjnych, prowadzonych przez osoby z doświadczeniem kryzysów zdrowia psychicznego. Niestety, studenci w większości przypadków przychodzą na studia mając powszechne w naszym społeczeństwie uprzedzenia i stygmatyzujący stosunek do osób z zaburzeniami psychicznymi, więc wspomniany wyżej, jednolity dobór pacjentów na zajęcia owego stosunku nie poprawia.
Uważam, że na początku zajęć z psychiatrii każdy student powinien przejść przez jakąś formę zajęć antydyskryminacyjnych, np. warsztaty z osobami z zaburzeniami psychicznymi, które ze swojej ludzkiej perspektywy opowiadałyby o doświadczeniu chorowania i zdrowienia.
Oczywiście powyższa krytyka w żadnym wypadku nie dotyczy tylko zajęć z psychiatrii. W bardzo podobny sposób mógłbym napisać o większości przedmiotów na studiach medycznych. Studenci w ogóle są traktowani jak osoby, które powinny przyswoić dosłownie wszystko, co w ramach szeroko pojętej medycyny wiemy. Medycyna szczyci się współcześnie mianem bycia „Evidence Based Medicine”. Jednak nie da się powiedzieć, żeby kształcenie przyszłych kadr opierało się na krytycznej ocenie stosowanych metod, badaniach, jakie sposoby działają najlepiej, sprawdzaniu czy nauczanie studentów jest rzeczywiście skuteczne i bardzo wiele na tym wszyscy tracimy. To nie jest wiedza tajemna, że jeżeli przyswojonego materiału nie wykorzystuje się na bieżąco praktycznie lub nie powtarza regularnie, to on po prostu zniknie z pamięci. Osobiście mogę powiedzieć, że z wielu tomów przyswojonych na pierwszym, drugim i nawet późniejszych latach pamiętam strasznie mało, z niektórych przedmiotów prawie nic.
Prędkość przyrostu wiedzy medycznej jest obecnie bardzo duża… i cały czas rośnie. Wszystkie specjalizacje medyczne stają się coraz bardziej pojemne i praktykowanie każdej z nich wymaga ciągłego powiększania swojej wiedzy. W przyszłości obecny model kształcenia będzie się stawał coraz bardziej niewydolny. Warto o tym myśleć już dziś.
Myślę, że w obszarze kształcenia przeddyplomowego kadr medycznych można by relatywnie niewielkim nakładem pracy zmienić bardzo dużo na lepsze. Szczególnie istotne jest pamiętanie o podstawowej roli jaką, przynajmniej według mnie, powinny pełnić studia. Jest to wykształcenie lekarza, który potrafi leczyć ludzi. Na pewno możliwe byłoby takie kształcenie, aby po studiach i stażu podyplomowym, młody adept medycyny potrafił samodzielnie odpowiednio zająć się 90% przypadków w gabinecie POZ i na izbie przyjęć szpitala.
Obecnie, na podstawie własnych doświadczeń oraz rozmów ze starszymi kolegami i koleżankami, stwierdzam, że lekarz przed specjalizacją tego nie potrafi. Dlatego bardziej zasadne byłoby skoncentrowanie się w trakcie studiów na porządnym i gruntownym nauczaniu podstaw praktycznej medycyny, co umożliwiłoby realizowanie powyższego celu, uczenie specjalistycznej wiedzy jedynie w sposób profilowany, zgodnie z zainteresowaniami każdego ze studentów i położenie większego nacisku na ustawiczną edukację lekarzy, w obrębie dziedzin, którymi się zajmują.
Podsumowując, uważam, że studenci i lekarze będący świeżo po studiach, powinni brać udział przynajmniej w konsultowaniu programów nauczania na uczelniach. Nie będzie przesadą, gdy napiszę, że ich (nasza) perspektywa jest w tej materii bardzo istotna. Każdy z nas bardzo chciałby, żeby te studia były jak najlepsze i jesteśmy najlepiej rozeznani w tym, co po nich potrafimy, jakie są nasze braki oraz co można by poprawić, żebyśmy lepiej pomagali ludziom. Ostatecznie taki jest cel nas wszystkich.
/