Specjalista w kolejce do specjalisty

Date:

Share post:

Ireneusz Cedeński

Wiele lat temu, kiedy moja grafomania była jeszcze w uśpieniu, w biuletynie Okręgowej Izby Lekarskiej znalazłem list otwarty pewnej emerytowanej Pani Profesor uniwersytetu medycznego, czy też jeszcze akademii medycznej, w którym to liście ze smutkiem, rezygnacją, ale też i oburzeniem opisywała ona jak obcesowo i bezdusznie została potraktowana przez młodego lekarza w jednej z przyklinicznych poradni, spędziwszy wcześniej wiele godzin w oczekiwaniu na to, by być przyjętą jako pacjentka.

Chciałem wtedy odpowiedzieć na ten list, ale, jak powiadam, potrafiłem się od tego powstrzymać i aż do chwili obecnej tego nie uczyniłem. Wywnioskowałem z tamtego listu, że Pani Profesor jest osobą wielkiej szlachetności, prawości i skromności, i obce są jej nieformalne, nieoficjalne, nie całkiem zgodne z przepisami sposoby rozwiązywania problemów medycznych, w tym także własnych.

Drugi wniosek był taki, że sprawy związane z dobrymi obyczajami, kulturą zawodową lekarzy na tej uczelni mają się nie najlepiej, podobnie jak wcześniej, kiedy tam studiowałem w schyłkowych czasach przebrzydłej komuny. No, ale wtedy to było wiadomo – pan tu nie stał i tak dalej… A tu proszę, benzyna już dawno nie jest na kartki. Samochody, mieszkania za gotówkę i na raty, a maniery młodych lekarzy pod psem.

Miałem wtedy ochotę napisać, i boję się to napisać nawet teraz, że właściwie to uczelnia, w której Pani Profesor owocnie przepracowała wiele dekad, po prostu produkuje takich gburów. A robi to również w taki sposób, że źle obchodzi się ze sprawami zdrowia swoich studentów. A potem człowiek źle traktowany, gdy dostaje trochę władzy, źle traktuje innych ludzi.

Doświadczyłem tego złego traktowania i piszę o nim z myślą o tych czytelnikach „Psychiatry”, którzy lekarzami nie są, by mogli nas trochę lepiej rozumieć, a może też to czy owo nam wybaczyć.

W połowie czwartego roku studiów, w ostatnim dniu przerwy międzysemestralnej, zjeżdżając na sankach z górki uszkodziłem sobie staw skokowy. Zawadziłem stopą o zamarznięte kretowisko (Konfucjusz miał rację – ludzie nie potykają się o góry tylko o kretowiska). Krwiak podskórny sięgał kolana. Założono mi gips. Nie zdążył nawet porządnie wyschnąć, gdy parę godzin później bezskutecznie usiłowałem wejść do zatłoczonego autobusu, który miał mnie zawieźć do miasta, gdzie jest moja alma mater. W ogóle nie byłem w stanie chodzić, bo gdy tylko stawiałem nogę by stąpać, pojawiał się w niej palący ból. Dotarłem na uczelnię dzień później. Pani adiunkt kliniki kardiologicznej, odpowiadająca za dydaktykę, wysłuchawszy moich tłumaczeń powiedziała: „Czy pan myśli, że ja nie wiem ile schnie gips? Jak pan nie będzie na choćby jednych zajęciach, nie zaliczę panu bloku. Będzie pan musiał powtarzać rok. Nie ma możliwości odbycia zajęć z inną grupą”. Na moich plecach, oprócz potu wywołanego bólem nogi, pojawiła się kolejna gorąca fala… Żeby było ciekawiej i trudniej, zima była śnieżna i mroźna. Chodniki oblodzone, a odległość od domu studenta do szpitala klinicznego niewielka. Żaden taksówkarz nie był zainteresowany takim kursem.

Jak ktoś miał zerwane więzadła stawu skokowego, to wie, że na takiej stopie właściwie nie można chodzić, bo nawet malutki kroczek powoduje ruch stopy w tym stawie i silny ból. Ja przekonałem się, że mogę iść o kuli krokiem najwyżej 20-centymetrowym. Tak więc wychodziłem z akademika jako pierwszy, zimową nocą, a potem wszyscy studenci wyprzedzali mnie po drodze. Któregoś dnia mój marsz się opóźnił. Dopadł mnie inny spóźniony kolega, bardzo atletycznej budowy, trochę szalony. Zarzucił mnie sobie na plecy i tak popędził, ale pośliznął się i runął. Przeprosił mnie i pobiegł sam, bo robiło się późno. Wtedy stanęła nade mną jakaś sympatyczna staruszka z wyrazem mądrej troski na twarzy: „Pan nie powinien tak chodzić. To jest dla pana niedobre i niebezpieczne.” Podziękowałem jej za troskę i gdy znów w żółwim tempie ruszyłem do przodu, zobaczyłem jak znika w drzwiach jednego z zakładów teoretycznych. Poza nią tylko raz jedna lekarka z kliniki okazała mi współczucie. Pacjenci zaś robili to powszechnie.

Można zaryzykować twierdzenie, że lekarze byli tu ludźmi o niższej, niż przeciętna empatii, nawet wobec kogoś, kto był dość podobny do nich. A może właśnie dlatego mój ból ich nie obchodził, że miałem na sobie biały fartuch?

To złe obchodzenie się ze zdrowiem studentów uczy wielu niedobrych rzeczy. Jedną z nich jest pewien stereotyp, że chorowanie nie jest dla lekarzy, najwyżej dla studentów trzeciego roku. A potem cisza, jak w filmach o lotach kosmicznych, stan nieważkości.

Czemu snuję te wywody, epatuję swoim dawno minionym cierpieniem? Ano dlatego, że właśnie dowiedziałem się, że jeden z moich kolegów z grupy studenckiej zmarł w wyniku powikłań „przechodzonego” zapalenia płuc. Inny zmarł nagle w swoim miejscu pracy. W powszechnej opinii – z przepracowania. Ten, który dźwigał mnie na swoich plecach też zresztą dawno już nie żyje.

Skutki „zimnego wychowu” lekarzy to nie tylko rzesze ludzi o mocnych nerwach, dzień po dniu, noc po nocy stawiających czoła najrozmaitszym wyzwaniom, przełykających jak bułkę z masłem stresy i napięcia, które zwykłych obywateli przyprawiają o omdlenia i wymioty. To także przedwczesne zgony z powodu pospolitych, ale wcale nieleczonych chorób.

Podobno młode pokolenie jest już trochę inne. Oby było lepsze.

/


REKLAMA

OSTATNIO DODANE

Samoocena, postawy i przekonania osób z zaburzeniami psychicznymi a funkcjonowanie w środowisku życia

Maria Adela Ornatowska „Powrót do zdrowia w chorobie psychicznej jest czymś znacznie więcej niż zdrowieniem z własnej choroby. Ludzie...

Dawkowanie wenlafaksyny. Czego dowiadujemy się z badań monitorujących stężenie leku?

Tomasz Szafrański Wenlafaksyna wprowadzona do leczenia w 1995 roku jest uważana za jeden z najskuteczniejszych leków przeciwdepresyjnych. Od 2010...

Nowe spojrzenie na stłuszczeniową chorobę wątroby. Jak nie przegapić progresji choroby?

Aneta Cybula | Klinika Chorób Zakaźnych, Tropikalnych i Hepatologii, WUM Niealkoholowa stłuszczeniowa choroba wątroby (NAFLD z ang. nonalcoholic fatty liver...

Przyrost masy ciała po lekach psychotropowych i jego leczenie

Opracowanie redakcji (Tomasz Szafrański) W styczniowym numerze American Journal of Psychiatry grupa autorów związanych z Uniwersytetem w Toronto przedstawia...