Antoni Jakubczyk
Moją Walkę rozpocząłem ok. 3 miesiące temu. Zacząłem od zadania pytania w Google. Z licznych odpowiedzi dostałem link do „rpwdl”. Tam, wielostronicowy formularz, nad którym spędziłem ok. 2 tygodnie. Ponieważ nie byłem w stanie wypełnić niektórych rubryk (różne symbole czegoś, albo też nie wiedziałem, czy jestem podmiotem leczniczym, jednostką leczniczą, czy zakładem leczniczym), wpisywałem byle co, licząc na to, że mi odeślą z podpowiedzią. I rzeczywiście, pani z Urzędu Wojewódzkiego (tam trzeba było to wysłać) odpisywała mailem swoje sugestie. Nie pomogło. Kwestionariusz uparcie odmawiał mi przyjęcia jakiegoś numeru. Pani urzędniczka zasugerowała, żebym załatwiał to przez Izbę Lekarską (miała chyba dość moich maili i skarg).
Zacząłem powtarzać procedurę w Izbach, najpierw internetowo, przez Izby, a potem w google znalazłem „gabinet.gov”, ale tam też system nie chciał mnie przyjąć. Udałem się więc fizycznie do Izby. Tam dowiedziałem się, że mojej praktyki w Izbie Lekarskiej nie ma i dlatego nie mogę niczego załatwić przez internet. Okazało się, że jakieś 15 lat temu nie dopełniłem jakiejś formalności w Urzędzie Dzielnicowym, w związku z czym moja działalność gospodarcza została zlikwidowana, za tym poszło wykreślenie mojego gabinetu (co prawda pacjenci leczyli się dalej, ale nie gorzej z tego powodu).
Bardzo miła pani z Izby Lekarskiej poradziła, bym ponownie zarejestrował działalność w Urzędzie Dzielnicowym. To poszło błyskawicznie, w miłej i życzliwej atmosferze, następnego dnia byłem ponownie w Izbie. Tam spędziłem jakieś 3-4 godziny, pojawił się bowiem problem z udowodnieniem, że w ciągu ostatnich 5 lat pracowałem jako lekarz. Ostatecznie zgodzono się na moje pisemne oświadczenie, że przez cały czas prowadziłem prywatną praktykę lekarską. Pani urzędniczka (bardzo życzliwa) usiadła ze mną do komputera i wypełniła wszystkie potrzebne rubryki kilku formularzy i w ten sposób uzyskałem uprawnienie do napisania e-recepty.
Następnie zacząłem się uczyć, jak to zrobić. Znowu przez Google znalazłem trzy miejsca – najprostsze to „gabinet.gov” – trzeba tam tylko wpisać numer umowy NFZ na refundację. Wadą jest to, że za każdym razem trzeba mozolnie wpisywać wszystkie potrzebne dane pacjenta, a następnie potwierdzać przez e-PUAP, co wiąże się z oczekiwaniem na kod potwierdzający (tak jak przy zwolnieniach). Ale przynajmniej działa. Sprawdziłem też „drWidget.com” i to jest program bardziej do wielkiej poradni lub małego szpitala, tysiące a nawet dziesiątki tysięcy funkcji, z których mnie potrzebna jest tylko jedna, ale receptę pisze się szybciej (trzeba tylko załatwić dostęp do systemu eWuś i wgrać numery recept pobrane z NFZ. Jest jeszcze system elektronicznej dokumentacji medlife, którego jeszcze nie przetestowałem.
Czyli obecnie jest tak, że do wypisania recepty konieczne jest kilkanaście urządzeń (zacząwszy od elektrowni, poprzez kilka komputerów – lekarza i apteki, telefonu komórkowego z odpowiednią siecią, drukarki, kilku systemów internetowych). A każdy z tych systemów jest awaryjny. Tęskno mi za czasem, kiedy wystawienie recepty wymagał dwóch bezawaryjnych urządzeń: papieru i długopisu.
/